Devastation – recenzja [PC]

Devastation to była jedna z wielu gier, w którą zawsze marzyłem zagrać. Jako 12-latek, ujrzawszy recenzję tego tytułu w nieistniejącym już czasopiśmie Click!, strasznie się zachwyciłem zarówno opisem, jak i screenami z gry.

Teraz, po piętnastu latach, gdy już miałem okazję spełnić to marzenie, wiem co nieco na temat tej zapomnianej już gry. Czy było warto? I czy faktyczne (za)granie nie zniszczyło wyidealizowanego obrazu i nie zabiło wysokich oczekiwań ze szczenięcych lat? Zapraszam do lektury.

ŚWIAT

Devastation prezentuje dystopijny, futurystyczny świat. Jest rok 2075 – od jakiegoś czasu niemal całym światem rządzi megakorporacja Grathius, która kontroluje właściwie wszystkie aspekty życia. Rok 1984 Orwella prawie by się ziścił, gdyby nie grupka ochotników, którzy próbują przeciwstawić się oprawcy. Jednym z członków ruchu oporo jesteś ty, graczu. Wcielasz się w niejakiego Flynna, który ma za zadanie wykraść dysk z danymi, mogącymi pogrążyć międzynarodowy koncern. Okazuje się, że tajemnicą skrywaną przez Grathius jest technologia umożliwiająca ekspresowe klonowanie dowolnego organizmu, w tym dorosłego człowieka. Coś, co miało służyć za broń i as w rękawie państwa-firmy, z czasem zostaje użyte przeciwko niej.

devastation gra
Źródło: materiały prasowe

Wstęp do fabuły na papierze brzmi okej – ale w samej grze już niekoniecznie. Nie mówię, że scenariusz jest zły, ale nie spodziewajcie się poziomu narracji z takich gier jak Deus Ex, DEX czy nawet Detroit: Become Human. Od historii lepiej prezentuje się za to wizja artystyczna świata. Co prawda, pomimo osadzenia akcji w drugiej połowie XXI wieku, fikcyjny świat właściwie nie różni się od tego nam obecnie znanego, ale jest za to brutalny i krwawy. Lokacje natomiast – zwłaszcza te miejskie – przykuwają oko, są fajnie zaprojektowane, a do tego brudne i niekiedy nawet przytłaczające (w antyutopijnym sensie). Może to, co napiszę, będzie trochę na wyrost, ale w czasie gry miewałem skojarzenia z klasykiem science-fiction, jakim jest „RoboCop” Paula Verhoevena – co trzeba uznać za plus.

ROZGRYWKAProdukt firmy Digitalo Studios gatunkowo przynależy do FPS-ów, ale nie definiuje niczego na nowo. Krzątamy się po planszach, wykonując kolejne cele i po drodze eliminując niemilców. Na nasz arsenał będzie się składać głównie broń palna z XX wieku – m.in. pistolet maszynowy Uzi, karabinek Colt M4 czy strzelba SPAS – choć znajdzie się miejsce również na broń białą (deska, „tulipan” czy katana), a nawet mocno niekonwencjonalną, w postaci choćby… sterowanego zdalnie żywego szczura z bombą! Cóż, koledzy z Running With Scissors by przyklasnęli z oryginalnego pomysłu.

devastation gra
Źródło: materiały prasowe

Arsenał broni jest więc pokaźny, a strzela się bardzo przyjemnie. I to by było na tyle, jeżeli chodzi o zalety rozgrywki. Pierwszy (i wbrew pozorom najmniejszy) grzeszek to kwestia przystępności tytułu. Devastation oferuje sześć wariantów gameplayu. Każdy wariant jest definiowany przez poziom trudności (do wyboru łatwy, średni, trudny) oraz styl rozgrywki, z podziałem na arcade’owy i symulacyjny. Już pal licho, że ten ostatni z symulacją nie ma nic wspólnego – choć oczywiście w związku z wyborem realistycznego trybu trzeba się liczyć z pewnymi ograniczeniami w czasie gry (gameplay też jest ciut wolniejszy od tego zręcznościowego)… Problemem jest to, że nawet na najniższym poziomie zręcznościowego trybu Devastation jest CHOLERNIE TRUDNE. Podczas gdy Flynn może już zginąć od jednego celnego wystrzału śrutem z dwóch metrów, to większość przeciwników nie dość, że bez problemu przyjmuje całą serię na klatę, to jeszcze mają sokole oko i nadludzką zręczność, potrafiąc z kilkudziesięciu metrów ubić gracza. Nawet nasi kompani nie potrafią uratować sytuacji…

I tu dochodzimy do drugiej istotnej wady: naszej drużyny. Niemal od samego początku w grze mamy pod komendą innych rebeliantów, a team w kolejnych etapach rozgrywki się powiększa. Towarzyszkom i towarzyszom broni wydajemy proste rozkazy (ograniczone do „idź za mną”, „zostań” oraz „atakuj”) – ci jednak prawie nigdy się nie słuchają. Albo słuchają, bo może i mają dobre zamiary, ale są głupi jak but – niech za przykład służy to, że często ignorowali moją obecność, nawet jeżeli stałem na linii strzału. Ogień przyjacielski w tej grze to niestety chleb powszedni…

devastation gra
Źródło: materiały prasowe

Największy niesmak sprawia za to powtarzalność misji. Przez jakieś pierwsze 2/5 kampanii misje są jeszcze ciekawe – gameplayowo, jak i fabularnie. Niestety czar pryska, gdy w nasze ręce trafia tzw. spawner – czyli urządzenie do klonowania, o którym wspomniałem wcześniej. Od tego momentu charakter rozgrywki zmienia się diametralnie, ponieważ de facto jesteśmy nieśmiertelni i możemy aż do skutku, niczym w multiplayerze, respawnować się, dopóki nie wykonamy celów misji. Brzmi może kusząco, ale nie łudźcie się: gra zamienia się wtedy w koszmar. Nie dość, że wróg staje się jeszcze silniejszy i liczniejszy, to jeszcze poziomy zostają wyczyszczone z czegokolwiek, co by podnosiło poziom zdrowia. (O sprzymierzeńcach głupich jak but nie muszę przypominać?). Przygotujcie się więc na częste odrodzenia. No i powtarzalne misje, jeszcze raz powtarzam, czyli: zdobądź kody oraz zniszcz spawner nieprzyjaciela lub wysadź coś innego. Finałowa misja, polegająca na zabiciu przywódcy globalnego syndykatu, to także powtarzanie tej samej czynności kilka razy z rzędu.

GRAFIKAPiętnaście lat temu Devastation zachwycało grafiką, a ta na szczęście za bardzo się nie zestarzała. Nawet dziś cieszą oko modele broni, a cienie postaci oraz zaawansowana fizyka robią wrażenie. Pod względem estetyki także projekt poziomów robi swoje na plus. Najmniej próbę czasu przetrwały za to modele ludzkie, a zwłaszcza wygląd i animacje twarzy. Zresztą, już w dniu premiery nie było to coś, co zapierało dech w piersiach.

devastation gra
Źródło: materiały prasowe

DŹWIĘKKwestia udźwiękowienia wzbudza mieszane uczucia. Z jednej strony, odgłosy broni palnej oraz inne efekty dźwiękowe stoją na wysokim poziomie. Z drugiej, soundtrack momentami bywa męczący (choć da się podobno podstawić własne pliki MP3, jak w GTA), a aktorzy podkładający głos nie wysilili się przy odgrywaniu ról – co przy kulawych animacjach twarzy wygląda jeszcze bardziej sztywno (bądź komicznie).

JAKOŚĆNa pierwszy rzut oka tytuł nie sprawia [poważnych] problemów technicznych – błędy rodzaju wyrzucania do pulpitu, zawieszania komputera, nagłego spadku fps-ów, czy jakiejkolwiek inne glitche, które by uniemożliwiały grę, nie mają miejsca. (No dobra, raz tylko wystąpił krytyczny błąd – podczas uśmiercenia bossa otrzymałem komunikat o „przeciążeniu gry” – na szczęście wtedy gra dokonała autozapisu awaryjnego). I tak, to prawda, że ogrywałem już spatchowany egzemplarz (wersja v390 – podobno ostatnia aktualizacja), ale byłbym gotowy przyznać może nie całą pulę punktów za jakość, ale dziewiątkę na pewno…

…gdyby nie fakt elementów składających się na irytujący gameplay, o których już wspominałem. Kompas nie zawsze wskazuje prawidłowe położenie celów, a nasi kompani to totalni idioci, którzy często się gubią albo nie reagują na polecenia gracza; choć komputerowi przeciwnicy też do najbystrzejszych nie należą. Serio, SI sprzymierzeńców z niesławnej Daikatany to pikuś w porównaniu z tym, co gracza czeka w Devastation.

devastation gra
Źródło: materiały prasowe

Poza błędami powodującymi irytację podczas gry, tytuł cierpi też na parę drobniejszych niedociągnięć, takich jak brak głosu postaci w nielicznych scenach (mimo że porusza ustami, a linijka dialogowa się wyświetla) czy część nieprzetłumaczonych kwestii na polski (gra ukazała się u nas ze spolszczonymi napisami).

OCENA

Niestety Devastation pozostawia duży niedosyt. Te 15 lat temu na pewno bym się dobrze bawił, pomimo kiepskiego AI i wysokiego poziomu trudności – dziś jednak irytacja bierze górę. Pierwsze wrażenia z trybu singleplayer szybko odlatują – więc może gra wieloosobowa daje radę? Niestety nie miałem okazji sprawdzić… A szkoda, bo to mogła być fajna strzelanka, o której dziś już i tak nikt nie pamięta. I w sumie chyba dobrze.

Devastation (v390)
6.0/10
  • Świat: 7/10
  • Rozgrywka: 5/10
  • Grafika: 7/10
  • Dźwięk: 6/10
  • Jakość: 5/10

Gra autorstwa Digitalo Studios zmarnowała potencjał. Gdyby nie kiepskie AI, wysoki poziom trudności oraz powtarzalność większości misji, Devastation byłoby dobrą pozycją w przemyśle elektronicznej rozrywki. Jednak brutalny świat, krwistość, projekt poziomów i uzbrojenia oraz ładna grafika to za mało, aby cieszyć się w pełni tym tytułem. Multiplayer za to wydaje się ciekawą opcją, ale ja sam nie miałem szansy tego sprawdzić.

Platforma testowa PC

  • Procesor: Intel Core i5-4460 3.2 GHz
  • Monitor: 17″ LCD NEC LCD170V
  • Grafika: nVidia GeForce GTX 950, 2 GB VRAM
  • Pamięć: 8192 MB RAM Goodram
  • System: MS Windows 7 Home Premium SP1
  • Myszka: A4Tech XGame Laser Oscar X750 EF
  • Klawiatura: Art
  • +Szeroki wachlarz dostępnej broni
  • +Grafika i fizyka nadal dają radę
  • +Blisko 30 poziomów, z czego większość fajnie zaprojektowana
  • +Dużo soczystej krwi
  • +Pierwsza połowa kampanii
  • SI, SI i jeszcze raz SI
  • Zdecydowanie za trudna
  • Słabe dialogi
  • Animacje twarzy
  • Brakujące kwestie głosowe
  • Druga połowa kampanii

Jak oceniamy gry?


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Przemysław Bednarski

Z wykształcenia politolog i dziennikarz, z zamiłowania bloger. Oprócz grami, interesuje się także kinem i astronomią. Propagator krytycznego myślenia i poprawnej polszczyzny – czy też, pisząc z duchem języka internetowego: gramatyczny nazista – tak dobry, że może sprawdzić Twoją pracę dyplomową lub inny tekst, a także udzielić korepetycji z WOS-u. Swoje felietony na temat historii, problemów społecznych i memów internetowych publikuje na blogu bednarskiprzemyslaw.pl – tam też można znaleźć szczegóły oferty usług korektorskich i korepetytorskich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *