World of Goo 2 – brudny powrót kultowych Glutów. Recenzja [STEAM DECK]
Rok 2008 był przełomowy dla wielu serii gier. Zadebiutowało wtedy GTA IV, PSP zalewało rynek świetnymi tytułami na wyłączność, a Fallout na zawsze pożegnał się z dwuwymiarem. Swoją premierę miało też World of Goo.
Pamiętam, jak rodzice kupili mi wtedy dwie gry w Empiku. Wydaną w tym samym czasie Braid oraz World of Goo. Braid był jednak specyficzny i gry nigdy nie ukończyłem, chyba przez poziom trudności. „Gluty” jednak były dla mnie wręcz przedmiotem kultu. Banalny sposób na rozgrywkę i hipnotyzująca szata artystyczna wystarczyły, by gra została jedną z podwalin rodzącego się właśnie rynku gier indie. 2D boy (a raczej Tomorrow Corporation, bo dwójka deweloperów poszła w swoje strony i stworzyła własne firmy) przez ten czas nie próżnowało – po drodze wypuszczają dziwnie przykuwające do ekranu Little Inferno i dwie gry związane z kodowaniem. Ostatecznie przyszła pora na sequel ich największego hitu. Oryginalni autorzy powrócili ponownie pod szyldem pierwotnego studia i tak oto po 15 latach powstał sequel. Cudna historia, jednak czy udało się ją powtórzyć? Szczerze mówiąc – tak. I jest to największy problem World of Goo 2.
Świat
Zrozumienie fabuły w World of Goo to nie lada wyzwanie. Zresztą mało która recenzja o tym aspekcie choć wspomina. Dlatego powiem tak – oczekujcie absurdalnego humoru, nierzadko groteskowego, i szpileczek wbijanych we współczesną branżę grową, a także aktualne problemy społeczne. Jest tego jednak mało i nie ma tak naprawdę jednej linii fabularnej. Przez ten dziwny świat będzie nas prowadzić za pomocą tablic powracający z „jedynki” Artysta Malarz.
Jedną z najważniejszych cech sukcesu gier tego studia jest bardzo specyficzna szata graficzna. Gluty i dziwne istoty, których musimy użyć, aby osiągnąć cel, to jedno, ale cutscenki są tu wręcz niepokojące. Brzydcy, powykręcani ludzie i ich zgubna przyszłość za sprawą naszych działań to groteska w czystej postaci. Świetna rzecz! Podobała mi się również „samoświadomość” samej gry, cały czwarty rozdział to burzenie czwartej ściany i śmianie się z własnej serii.

Rozgrywka
Jeżeli World of Goo jest dla Was kompletną nowością, pozwólcie, że wyjaśnię zasady rozgrywki. Z definicji jest to gra logiczna, choć znalezienie rozwiązania zagadek nie jest tu problemem. Ważną umiejętnością jest tu jednak nasza „zręczność” i mądre ustawianie z glutów mostów i wież tak, aby konstrukcja nie złamała się w pół. Musimy w taki sposób przetransportować brudnych przyjaciół do rury, która wisi gdzieś w trudno położonym miejscu. Dziś taki typ rozrywki znajdziecie w Bridge Constructor lub Poly Bridge, ale podobnej gry do WoG nie ma.
„Dwójka” do puli mechanik może nie dodała zbyt wiele, ale wystarczająco, by zróżnicować rozgrywkę. Chyba najbardziej rozpromowana nowość to fizyka glutowatej mazi. Są dwa poziomy, które to fajnie wykorzystują, przypominając przy tym grę Puddle (niezła zręcznościówka z 2012 r.), ale ogółem lekko jestem rozczarowany. Czasami do dyspozycji dostajemy wielkiego gluta, którego musimy gdzieś przetransportować i poszatkować na małe części, ale przecież w „jedynce” też była podobna mechanika. Otrzymaliśmy również puste gluty, które wypijają swój nektar, tworząc wodociąg, dzięki któremu sami stworzymy nowe istotki. Pamiętam też o rosnących i kurczących się glutach, jednak chyba twórcy sami nie mieli na nie pomysłu, bo pojawiają się tylko w kilku etapach. Wraca za to plejada starych „budowniczych” — zielone „rzepy”, zapałki czy balony. Do samego końca gry otrzymujemy nowe mechaniki, które niestety mogłyby być trochę ciekawiej wykorzystane. Ogólnie rzecz biorąc, twórcy zapatrzyli się w swój sukces i chcieli go koniecznie powtórzyć. Dlatego zbyt dużo tu recyklingu z „jedynki” – niejeden poziom jest wręcz skopiowany lub lekko zmodyfikowany na potrzeby nowej mechaniki. Zupełnie nowe pomysły są jednak… kontrowersyjne. Cały czwarty rozdział wywraca nasze oczekiwania, oferując nudnawe lub zbyt trudne etapy. Trzeba jednak przyznać, że większość budżetu musiała pójść właśnie na te etapy i polecam ich sobie nie spoilerować, jeśli planujecie w gluty zagrać. Czy jednak poza zachwytem wizualnym je doceniłem? Niestety nie – połowę z etapów pominąłem. Problem jest też z trzecim (fajna lokacja zupełnie niewykorzystana na poziomach) oraz rozczarowująco krótkim rozdziałem piątym.

Jak wspominałem, każdy etap można pominąć. A może być to przydatne, bo „dwójka” wydawała mi się trudniejsza. Cięższe etapy musiałem wielokrotnie powtarzać od nowa, najczęściej przez niewystarczającą liczbę glutów. Co więcej, World of Goo 2 może być jedną z najtrudniejszych „platyn” do wbicia ostatnich lat ze względu na horrendalne wyzwania opcjonalne. Tych są zawsze trzy na etap – ukończenie go w mniej niż X minut, wykonanie Y ruchów oraz uratowanie Z glutów. Takiego kompletu nie zdołałem zrobić ani razu, a większość poziomów nie miała u mnie żadnego z tych celów zaliczonych. W każdym razie – powodzenia. A jeśli nie dość Wam wyzwań, to każdy rozdział ma również opcjonalne bardzo trudne łamigłówki tylko dla wytrwałych graczy. Dla reszty mogę polecić edytor poziomów – więc kolejnych etapów do zaliczenia Wam nie zabraknie. „Kampanię” możecie ograć w nawet 3 godziny (według osiągnięcia), na przeciętnego gracza będzie to 4–5 godzin, czyli jednak trochę więcej niż czas potrzebny do przejścia „jedynki”.
Grafika i dźwięk
O specyficznym stylu graficznym już opowiadałem. Mogę tylko dodać, że widać lekkie usprawnienia i dodane szczegóły (gluty wydzielają substancję przy zetknięciu z powierzchnią). Trudno jednak ulepszyć grafikę, która celowo ma być brzydka (patrz: przerywniki filmowe). Etapy są ładne, pomysł na kolejne miejscówki był, a wspomniany rozdział czwarty tylko potwierdza, że World of Goo 2 jest bardziej rozbudowane od poprzedniczki.
Co do muzyki, jest równie kultowa jak grafika. Wiele utworów pobrano z oryginału, jednak te nowe niekoniecznie pasują do gry. Szczególnie w pierwszym lub drugim rozdziale usłyszymy coś w stylu meksykańskich rytmów, ale na większość ścieżki dźwiękowej nie można narzekać.

Jakość
World of Goo to gra bardzo niewymagająca sprzętowo, więc nie ma co oczekiwać wielkich pochwał i rozczarowań pod względem technicznym. A jednak coś się znalazło, do tego ciężkiego kalibru. Po pierwsze – gra masowo wywala do pulpitu. Grałem na Steam Decku w wersję natywną dla Linuksa, ale podobny problem pamiętam także w „jedynce” na Windowsie. Crashe pojawiają się głównie w czwartym rozdziale, zawsze po zakończeniu poziomu. Niby to nic wielkiego, bo gra uruchamia się błyskawicznie, jednak trochę irytuje. Po drugie – wybieranie specyficznego gluta spośród innych to koszmar. Do tego denerwowało mnie nieintuicyjne łączenie tychże – gdy łączymy gluta z innymi, wyświetla się wskaźnik, jednak zanika, gdy jesteśmy od łącznika za daleko. Przez to wiecznie glut mi „wypadał z rąk”, a jego łapanie w powietrzu to mordęga. I te świetliki do cofania czasu… Kto wymyślił, że aby powtórzyć ruch, musimy latać kursorem za małymi muszkami? W pierwszej części to nie przeszkadzało, jako że gra też była łatwiejsza.
Grałem w wersję GOG i niestety nie mogłem sprawdzić poziomów innych graczy. Element ten po prostu nie działał, być może przez użycie Heroic Game Launchera? Może system DRM-free nie ma tego wbudowanego, jako że na Steam jest Warsztat. Warto o tym pamiętać, wybierając platformę. Gra posiada kinowe spolszczenie, jak zawsze w grach Tomorrow Corporation – bardzo dobre. Na koniec trzeba powiedzieć wprost, że to gra niedokończona. Sprawdzcie chociażby jeden z najnowszych zwiastunów do niej, a dostrzeżecie rodzaje glutów i etapy, które w grze się nie pojawiły. Muzyka to remiksy stworzone przez fanów utworów znanych z oryginału. I do tego stworzony naprędce finałowy rozdział… Wielka szkoda, coś poszło nie tak podczas produkcji i wielkie plany twórców na powrót po latach średnio się udały.

Ocena
Uruchamiając World of Goo 2, od razu poczułem radość z gry, którą czułem te 17 lat temu. Z rozdziału na rozdział mój entuzjazm jednak spadał, ostatecznie dochodząc niebezpiecznie do skraju mojej cierpliwości. Świetne etapy nawiązujące do „jedynki” przeistaczały się w nieciekawe lub nudne pomysły dosłownie z innej gry. Czy bawiłem się dobrze? Jasne, to nadal rewelacyjny indyk. Szkoda tylko, że zupełnie nie sprostał ambitnym planom w pobiciu „jedynki”, stając się eksperymentem średnio udanym. Aby nie kończyć zbyt negatywnie – finał dał potencjał na ciekawą część trzecią, która mogłaby się dziać na innych planetach. Chętnie w taką podróż wyruszyłbym jeszcze raz.
- Świat: 9/10
- Rozgrywka: 7/10
- Grafika: 9/10
- Dźwięk: 8/10
- Jakość: 7/10
Platforma testowa SD
- Steam Deck 64 GB
- +Jeszcze więcej Glutów!
- +Wyjątkowy styl graficzny i świat przedstawiony
- +Wciągające i pomysłowe etapy
- +Trochę nowości i dłuższa rozgrywka od części pierwszej
- –Porzucone pomysły i wrażenie prototypu znacznie lepszej gry
- –Problemy z części pierwszej uwydatnione przez nierówny poziom trudności
- –Nudnawe udziwnienia oraz mechaniki, które są za mało lub słabo wykorzystane



