ArtykułNowośćPolecaneSprzętTemat dnia

RETROMANIAK #116: Czy czeka nas kryzys na rynku konsol?

Dzisiejszy RETROMANIAK będzie nietypowy, gdyż tematem przewodnim będzie nie przeszłość, a właśnie przyszłość gier i konsol. Chciałbym spojrzeć na nią z perspektywy wieloletniego gracza, który niejedno widział i nieraz się zastanawiał, co dobrego przyniosą idące zmiany.

Od dłuższego czasu zastanawiam się, czy branża gier rozwija się tak, jak byśmy tego chcieli. Czasy, w których gry były niszową rozrywką, już dawno przeminęły. Dzisiaj jest to ogromna gałąź przemysłu, w którym następują dynamiczne zmiany. Biznes rządzi się swoimi prawami, a obecne wydarzenia odcisną piętno na kolejnych kilkunastu latach. A zatem – co tak ważnego się dzieje?

Nigdy wcześniej nie było takiego dostępu do gier, jak właśnie dzisiaj. Znajdziemy je na konsolach, komputerach, ale także smartfonach, tabletach i telewizorach. Możemy przebierać w różnych modelach sprzedaży: preordery, zakupy w pakiecie, gry w abonamencie czy tytuły kompletnie darmowe – jest w czym wybierać! Obecna sytuacja wygląda raczej na rozkwit niż kryzys. W czym więc tkwi problem? Cały rynek gier komputerowych przechodzi istotną transformację, powoli odchodząc od starych rozwiązań i wdrażając rzeczy nowe. Obecnie na rynku konsol prym wiodą trzej producenci: SONY, Nintendo oraz Microsoft.

SONY

SONY w zasadzie od początku jest rynkowym liderem, jeśli chodzi o segment konsolowy – a konkretniej sprzęt stacjonarny. Począwszy od kultowego szaraka, ciężko znaleźć słabe ogniwo w rodzinie PlayStation. Dzięki nowatorskim rozwiązaniom nasze konsole służą dzisiaj nie tylko do grania. To SONY zapoczątkowało modę na multimedialne funkcje i centrum domowej rozrywki. I pomyśleć, że Play Station (pisane rozdzielnie) początkowo miało być wyłącznie dostawką do SNESa od Nintendo! Najnowsze dziecko SONY, czyli PlayStation 5, jest mniej więcej na półmetku swojego cyklu wydawniczego. Prawdopodobnie w niedługiej przyszłości doczekamy się wersji SLIM owej konsoli, a być może (tak jak w przypadku PS4) i ulepszonej PRO. Pojawiają się również pogłoski o odłączanym napędzie… Wiedzieliśmy, że prędzej czy później będziemy musieli się z tym pogodzić – nowe konsole będą odchodziły od fizycznych nośników na rzecz całkowicie zdigitalizowanej biblioteki. Jeszcze nie dziś, ale przyjdzie nam pożegnać się z porysowanymi płytami, głośnymi napędami czy powolnym zgrywaniem gry z nośnika. Zniknie również handel z drugiej ręki czy po prostu pożyczanie, a z czasem pewnie same pudełka zostaną zastąpione zdrapkami.

SONY obecnie stoi wyłącznie rynkiem stacjonarnym. Co prawda w listopadzie odbędzie się premiera PlayStation Portal, o którym pisaliśmy w tym miejscu, ale nowy sprzęt mobilny raczej nie wyrwie nas z kapci. Pewnie znajdą się gracze, którym taka funkcjonalność będzie odpowiadała, ale niemal na pewno będzie to sprzęt niszowy dla wybrańców – po druzgocącej porażce PS Vity nie ma raczej szans na wielki powrót. Nie będzie kolejnej generacji handheldów, a co najwyżej możliwość zagrania w te same gry na małym ekranie. Chyba nie na to wszyscy liczyliśmy?

Będąc przy PS Portalu, nie można nie wspomnieć o istotnym filarze rynku – usługach sieciowych. Faktem jest, że w ostatnim czasie bardzo dużo dzieje się w tym sektorze: świat powoli opanowuje nowy model dystrybucji abonamentowej, na popularności zyskuje także strumieniowanie i gra w chmurze. SONY, na razie, nie ma czym się pochwalić – jest to pięta achillesowa Japończyków. Tym bardziej boli ten fakt, gdy porównamy poczynania ich największego konkurenta – Microsoft, który pakuje coraz większe sumy w nowe technologie i studia deweloperskie. SONY jest poniekąd bezradne i nie może finansowo konkurować z gigantem z Redmond.

NINTENDO

Nintendo jest obecnie najstarszym graczem na rynku. Ich pierwsza konsola (Famicom) dosłownie wyciągnęła całą branżę z wielkiej zapaści zapoczątkowanej przez Atari jeszcze w 1983 roku! Sytuacja Nintendo jest o tyle ciekawa, że wielkie N unika otwartego konkurowania z pozostałymi graczami. Switch zawsze był reklamowany jako hybrydowa konsola, która sprawdzi się tak w domu, jak i poza nim. Tym samym może być głównym sprzętem do grania oraz świetnym uzupełnieniem dla innych konsol czy komputera. Każdy wie, że Switch ma najsłabsze bebechy zarówno spośród obecnej, jak i poprzedniej generacji konsol (dla przypomnienia, sprzęt ukazał się w 2017 roku – trzy lata przed PlayStation 5 i Xbox Series). Nie przeszkadzało to jednak Japończykom w osiągnięciu wysokich wyników ich elektronicznego cacka – Switch przebił SONY i Microsoft pod względem sprzedanych jednostek!

Firma tak naprawdę już dawno przestała się liczyć na rynku konsol stacjonarnych. Switch to w gruncie rzeczy sprzęt mobilny z możliwością podłączenia do telewizora. Ich ostatnia udana stacjonarna konsola (Wii z 2006 roku) odniosła sukces tylko dzięki patentowi z grami ruchomymi i chwilowej modzie na taki rodzaj rozrywki. Warto jednak przypomnieć, że Japończycy musieli przekonać zewnętrznych wydawców do projektowania gier pod Wiilota, komendy ruchowe i o wiele słabsze komponenty. Gdyby nie ogromna popularność sprzętu, wielu deweloperów pokazałoby środkowy palec i dało sobie spokój z dziwacznym kontrolerem.

Nintendo jest ostatnią firmą, która podchodzi do graczy w ten sam, niezmienny sposób od lat. Ich sprzęt w zasadzie nigdy nie był mocarny, ale nie przeszkadzało im to w tworzeniu genialnych gier. Japończycy zawsze stawiali na wyjątkowy gameplay, a nie podrasowaną grafikę i efektowne wodotryski. Polityka Nintendo zdaje się mówić: „chcemy robić świetne gry, których nie znajdziecie nigdzie indziej”, i jest to jak najbardziej skuteczna filozofia. Ich sukces wręcz zbudowany jest na innowacyjnych rozwiązaniach oraz grach na wyłączność.

Nintendo w zasadzie zawsze wyróżniało się na tle konkurencji (chociaż nie zawsze w pozytywny sposób). Niestety, ale jest to też firma, której sprzęty często mijały się z oczekiwaniami graczy (N64 z przestarzałymi kartridżami, GameCube i brak multimediów czy kompletnie nietrafione WiiU). Pozostaje nam czekać na następcę Switcha, który prawdopodobnie w niedługim czasie zostanie oficjalnie zapowiedziany. Osobiście mam nadzieję, że będzie świetnym rozwinięciem dotychczasowego pomysłu niż kompletnie nowym eksperymentem Japończyków.

MICROSOFT

Teraz przejdziemy do mięska, czyli do amerykańskiego giganta z Redmond – w końcu to jest główny powód powstania dzisiejszego RETROMANIAKA! W 2001 roku nastąpiła poważna rotacja sił na rynku konsolowym – SEGA opuściła rynek, a Microsoft wkroczył w jej miejsce. Nikt jeszcze wtedy nie przypuszczał, że Amerykanie mogą zwojować rynek. Ich ówczesny pierwszy Xbox na nowo zdefiniował słowo „konsola”. Dziś trudno sobie wyobrazić sprzęt stacjonarny bez wbudowanego dysku czy bogatych usług sieciowych – te dobrodziejstwa zawdzięczamy właśnie Microsoftowi. Nigdy osobiście nie darzyłem ich konsol szczególną sympatią – jak dla mnie stanowczo za bardzo chcieli oni trzymać gracza na smyczy. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj stara zapowiedź Xbox One: obowiązkowy dostęp do internetu i gry aktywowane wyłącznie na jednej konsoli. Na szczęście ktoś w końcu otrzeźwiał w siedzibie firmy i kazał szybko wycofać się z tych karygodnych ograniczeń. Niesmak jednak pozostał…

Kilka tygodni temu pojawił się bardzo duży wyciek danych i korespondencji z Microsoftu, który rzuca co nieco światła na przyszłe plany firmy. Dwie informacje szczególnie przykuły moją uwagę. Pierwsza z nich to pogłoski o domniemanej chęci zakupu Nintendo przez Microsoft. Czy do takiej transakcji dojdzie? Mam nadzieję, że nie. Oczami wyobraźni widzę wszystkie marki Nintendo tracące swój wyjątkowy urok i Mariana, który niewolniczo tyra, aby słupki w Excelu szybowały w górę. Problem z Microsoftem jest taki, że oni słabo znają się na robieniu świetnych gier, ale za to doskonale na biznesie.

Drugie, co rzuca się w oczy, to ogromne skupienie na GamePassie. Phil Spencer stwierdził nawet, że jeśli ten nie osiągnie założonych celów do 2027 roku, to Microsoft rozważy odejście z branży gier… Takie posunięcie byłoby co najmniej dziwne, biorąc pod uwagę ogromne inwestycje, jakie Amerykanie czynią, wykupując duże studia deweloperskie jedno po drugim. Już widzę, jak gigant z Redmond odpuszcza sobie rynek, w który wpompował ogromne ilości pieniędzy…

Osobiście uważam jednak, że jest w tym małe ziarenko prawdy – Microsoft może opuścić branżę… czyli de facto porzucić produkcję sprzętu. O co chodzi? Już wyjaśniam. Xbox powoli przestaje być platformą, w którą warto inwestować. Nie tylko z punktu widzenia gracza, ale i samego Microsoftu. Projektowanie i produkowanie konsol jest kosztowne, a ponadto wyjątkowo ryzykowne. Wszystko trzeba zaplanować z kilkuletnim wyprzedzeniem, często inwestując grube miliony w technologie, które okazują się klapą albo nie są później w ogóle wykorzystywane przez deweloperów. Kiepski sprzęt nie zarobi na siebie, a porzucenie go i szybkie wydanie nowego zwykle jest kłopotliwe – zbulwersowani wydawcy, pozrywane kontrakty, sądy, wyroki, pieniądze wyrzucone w błoto i gracze, którym strzelono z liścia w twarz. Koniec końców konsola musi również mieć świetne gry, najlepiej na wyłączność.

Patrząc na poczynania Amerykanów, możemy przypuszczać, że Microsoft chyba nie chce się w to dalej bawić. Ich polityka wydawnicza doprowadziła do tego, że Xbox nie ma „swoich” gier – takich, które przyciągnęłyby graczy do sprzętu. Nie ma również szans w bezpośredniej walce z SONY czy chociażby Nintendo. Microsoft zaczyna każdą generację z pozycji przegranego, więc nic dziwnego, że ich nowym oczkiem w głowie powoli staje się GamePass.

Myślę, że Microsoft nie chce walczyć najlepszymi grami, konsolą czy nawet posiadanymi zasobami – Amerykanie wolą trzymać w garści usługę, która będzie zarabiała bez względu na sprzęt czy dostępne nań gry. To o wiele bezpieczniejsza inwestycja. Dlaczego więc Microsoft miałby się wycofać, jeśli ta nie osiągnie strategicznych celów? To raczej kwestia opłacalności Xboxa i zasilania go grami z GamePassa. Skoro usługę będzie można uruchomić na laptopie, telewizorze czy np. smartfonie, to jaki jest biznes w wydawaniu konsoli, na którą trzeba jeszcze pisać odrębny kod gry? Raczej sentymentalny – żeby takie dinozaury jak ja mogły dalej cieszyć się z obcowania z fizyczną konsolą. Prawda jest też taka, że jeśli Amerykanie rzeczywiście odpuściliby sobie produkcję konsol, to odbiłoby się to ogromnym echem na całej branży. Być może właśnie w tym celu Microsoft chciałby przejąć Nintendo? Czy dni Xboxa są już policzone? Pożyjemy, zobaczymy.

Sytuacja na rynku gier wygląda nieco jak rozgrywka w Monopoly – większość pól jest już wykupiona, a jeden z graczy ma w ręku bardzo dużo pieniędzy i jeszcze większe ambicje. Microsoft chciałby stać się czołowym i największym graczem na rynku, bijąc przy tym całą konkurencję… I jeśli mam być szczery – z takim zapleczem finansowym może im się udać.

Inni gracze

Faktem jest, że w ostatnim czasie bardzo dużo dzieje się w segmencie przenośnych sprzętów do grania, głównie za sprawą Steam Decka, ale i kilku innych producentów. Okazuje się, że handheldy umożliwiające uruchamianie gier prosto z komputerów (natywnie lub poprzez strumieniowanie) przeżywają prawdziwy rozkwit. Swoich sił próbuje Valve, ale także Logitech, Asus czy chociażby Lenovo. Ciężko powiedzieć, czy wszystkie te sprzęty przetrwają próbę czasu, ale jedno jest pewne – jest na nie popyt.

Jedną z zalet takich urządzeń jest możliwość kontynuowania rozgrywki w dowolnym miejscu, ale i kompatybilność z innymi urządzeniami – nasze zapisy wczytamy również na komputerze czy laptopie. Zagramy również z innymi osobami, niekoniecznie grającymi na tym samym sprzęcie. Mamy tutaj sytuację zgoła odmienną od sytacji „prawdziwych” konsol – mamy jeden kod gry i wiele urządzeń, na których możemy go uruchomić, oraz cross-play w każdej grze. Jeśli wspomniane urządzenia na dobre przyjmą się w naszych domach, to prawdopodobnie za kilka lat znów ujrzymy projekty pokroju Alienware Alpha – komputery podrasowane tak, aby skrzętnie udawać konsolę.

Nieuniknione zmiany

Czy to jest dobre dla nas, graczy? Dawniej mieliśmy szereg różnych sprzętów, których możliwości były inne. Z tego względu wybrany tytuł działał i wyglądał inaczej na każdej platformie. Dzisiaj różnice są bardziej kosmetyczne – interfejs prezentuje nam innego gamepada albo mamy inne efekty oświetlenia itd. Nieraz trzeba dobrze się przyjrzeć, aby to dostrzec! Myślę, że w niedalekiej przyszłości sami deweloperzy dojdą do wniosku, że wydawanie gry na kilku platformach mija się z celem. Po co portować kod i dostosowywać go do danej konsoli, skoro można wymusić kompatybilność na producencie sprzętu? Tym samym konsole w obecnej formie przestaną być tym, czym są.

Kiedyś rynek gier był znacznie bardziej urozmaicony właśnie z powodu konsol, na których ukazywały się gry. Co ważniejsze – szerokie spektrum platform oznaczało sporą konkurencję o portfele klientów. Nie wystarczyło przyciągnąć gracza do swojego obozu – trzeba było go w nim zatrzymać! Producenci prześcigali się o to, kto wyda na swojej konsoli lepszego FPS-a, grę przygodową czy horror. Dawniej każda platforma miała kilkadziesiąt gier ekskluzywnych, a producenci – parcie na dostarczanie najlepszych gier. W efekcie dostawaliśmy wysyp świetnych tytułów i mieliśmy poczucie, że każda konsola ma swój niepowtarzalny klimat. Była to sytuacja bardzo korzystna dla graczy.

Dzisiaj mam wrażenie, że walka wcale nie toczy się o to, kto robi lepsze gry, a o to, jak wyciągnąć jeszcze większe pieniądze z portfeli graczy. Nie liczą się już pojedyncze tytuły, bo te nie robią już tak wielkiej furory – w końcu za parę tygodni będzie premiera następnego wielkiego hitu, a potem znowu święta i wysyp promocji, przecen itd. Największe firmy w tej branży powoli myślą o grach jak o czymś sprzedawanym hurtowo – byle średnia była zadowalająca i kilka perełek na zachętę, bo przeciętny gracz i tak nie ogra tego wszystkiego, za co każą mu zapłacić.

Jakość jest tutaj słowem kluczowym. Od dawna nie widziałem gry, która w dniu premiery nie byłaby łatanym na szybko szmelcem… Kiedyś było nie do pomyślenia, aby deweloper wydał wadliwy produkt, ale koniec końców i ja musiałem się do tego przyzwyczaić. Teraz nawet nie patrzę w kierunku premier – szkoda moich nerwów. Dawniej mieliśmy powód, aby mieć w domu więcej niż jedną konsolę – dzisiaj ma to sens wyłącznie wtedy, gdy jednym ze sprzętów jest Nintendo… Zwyczajnie nie ma sensu mieć w domu i PlayStation, i Xboxa.


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Michał Jankowski

Kiedyś nałogowo grał w Tony Hawka, dziś miłośnik gier roleplay i rpg - grind to dla niego podstawa. Mimo słabości do ubiegłych generacji nie pogardzi czymś świeżym. Z wykształcenia andragog, prywatnie gracz z dwudziestoletnim stażem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *