Smak wielkiej przygody, czyli test Treasure Adventure World [recenzja]

Jestem wielkim przyjacielem i fanem platformówek. Jako dzieciak zagrywałem się w takie klasyki jak Kapitan Pazur, Kirikou: Afrykańska Przygoda, Mario, Kangurek Kao, Rayman, czy Sonic. Pełne przygody, proste, odmóżdżające gry, które jednak w swojej otoczce umiały być mocno satysfakcjonujące, barwne i posiadały bohaterów, o których pamiętałem przez lata.

Gdy dowiedziałem się o istnieniu Treasure Adventure World, pomyślałem o tych wszystkich, wczesnych latach spędzonych nad tym gatunkiem growym i pomyślałem, że nie ma bata, aby pojawiło się coś, co mogłoby konkurować. Na szczęście bardzo się pomyliłem.

Świat

Pełne studium nostalgii

Swoją wielką przygodę zaczynamy jako chłopiec imieniem Peep. Ten dzieciak jest istną mieszaniną Indiany Jonesa, Kapitana Jacka Sparrowa i Krzysztofa Kolumba, przy czym ma około 10 lat, wielkie serce i jest gotowy na poznanie i uratowanie świata. Wiele lat przed wydarzeniami w grze na Ziemi zaczyna grasować wielki i zły potwór, którego pokonuje równie wielki czarodziej. Niestety, poprzez walki i magię planeta rozdziela się na wiele wysp, a artefakty, które pomogły w pokonaniu bestii, zostały rozsiane po całym globie. I tutaj pojawia się nasz bohater, wyruszający w najbardziej niebezpieczną i ekscytującą podróż swojego życia – w celu odnalezienia skarbów.

Akcja produkcji dzieje się w wielu, bardzo różnych i zmiennych światach i wyspach. Mamy wiec małą ojczyznę Peepa – Angel Oak, pustynną Tenerife Island, muzealną Nimue, czy Daunasual, która przypomina typowe, XXI wieczne wielkie miasto. Łącznie jest ich 17, każdy z pozoru jest jedną platformą, jednak bardzo rozbudowaną i mającą oddzielną masę wrogów, bossów, elementów logicznych, znajdziek, czy tajemnic. Doprawdy, sam nie mogłem się zadziwić, że nie było momentu, w którym produkcja by mnie znudziła. Tak różnorodnej warstwy światów, poziomów, przeciwników nie widziałem w platformówkach od bardzo dawna. A zróżnicowanie przerosło moje wszelkie oczekiwania i jest najsilniejszą stroną produkcji. Sam fakt, że twórcy puszczają do nas oczko i niby przekąsem nawiązują do serii Zelda, czy Metroid sprawiając, że przypominają nam się same klasyczne momenty

Rozgrywka

W prostocie siła

Sama warstwa rozgrywki jest dosyć banalna i opiera się tylko na klawiszach sterowania i używania jednego klawisza w celu zadania ataku. Wszystko jest bardzo intuicyjne i tak naprawdę już po zrobieniu pierwszego questa jesteśmy w stanie opanować całą złożoność tytułu. Nie jest to jednak wadą, a zaletą, gdyż nawiązuje to do retro produkcji, a zbytnie przekombinowanie stanowczo zaszkodziłoby płynności narracji. Naszymi głównymi przyjaciółmi w trakcie rozgrywki jest papuga Whydah i hak, który mamy na ręce. Ta pierwsza doradza i pozwala rozwiązywać niektóre logiczne zagadki, ale wskazuje także właściwy obrót fabuły. Ten drugi jest uniwersalnym narzędziem, którego będziemy używać zarówno przy walce, jak i wspinaczce. A wspinać i skakać jest gdzie, pomimo tego, że obszary mogą wydawać się skromne, jest wręcz przeciwnie. Sam, pomimo doświadczenia w tego typu produkcjach, musiałem się zatrzymać i pomyśleć, czy dobrze zmierzam. Mało tego, postać przełamuje też schematyczną ścianę i z biegiem zdobywanego doświadczenia uczy się nurkować, czy kopać w głąb ziemi, co pozwala nam odkrywać kolejne sekrety ukryte przez sprytnych programistów.

Oprócz tego, Treasure Adventure World mi osobiście przypomina trochę narracyjnie „Małego Księcia”, ten motyw podróży między światami, odwiedzania przerysowanych miejscówek i spotykanie równie karykaturalnych dorosłych sprawia, że znajdujemy w sobie gdzieś to dawno ukryte dziecko, a gra wprowadza ten sentyment bardzo dojrzale i dobrze. Plus ma też całkiem dobrą długość, co jest miłą niespodzianką jak na produkt, który jest niezależnego, małego studia, oraz wyewoluował z gry indie. Dobra robota.

Grafika

Retro, retro i jeszcze raz retro

Ja wiem, że nie raz w tej recenzji powtarzałem już, jak to gra czerpie z klasycznych tytułów. Powtórzę się więc jeszcze raz, niemniej jestem całkowicie usprawiedliwiony, gdyż ta prosta i zarazem piękna oprawa to nic innego, jak czyste i dobrze zrobione 2D. Ruchy postaci, pietyzm w wykonaniu bossów i przeciwników to oddanie najbardziej osobliwego hołdu klasycznej Amice, jakiego nie widziałem od dawna. Z miejsca pokochałem te lokacje, które przypominają obrazki z książek dla dzieci, tych przeciwników, jak też całą komiksową otoczkę. Wiem, że w pierwotnej wersji TAW było pixel-artem, jednak dobrze, że wymyślono coś nowego, bo nie wymagało to dużego nakładu pracy, a efekt jest rewelacyjny.

Dźwięk

Welcome to 80’s kid

Słuchając soundtracku z Treasure Adventure World, można odnieść wrażenie, jakby człowiek cofnął się w czasie do gier arkadowych z lat 80. Bardzo melodyjne, świetne utwory, które wpadały w ucho i pozwoliły nawet przysłowiowo „potupać nóżką” w trakcie rozgrywki, przypominają hity muzyki elektronicznej sprzed 3 dekad. Myślę, że jedynym ich problemem jest to, że mogą zdawać się trochę podobne, ale nie widzę też tutaj problemu, gdyż całość idealnie „zlewa się” z tym, co na ekranie i buduje to jeszcze lepszy klimat rozgrywki. O warstwie dubbingowej się nie wypowiem, bo nie istnieje. Wypowiedzi postaci są w komiksowych dymkach. I bardzo dobrze

Jakość

Nobody’s Perfect

Dotarliśmy do w sumie najgorszego w moim zdaniu elementu produkcji, czyli jakości. Poziomy ładowały się całkiem długo, co samego mnie dziwiło, gdyż gra o tak małej powierzchni dyskowej (1,2 GB) powinna śmigać jak należy. Oprócz tego postać popełniała czasem małe błędy w chodzeniu, czy w innych elementach rozgrywki. Czasem bywało tak, że ustawienie jednego klawisza, pod którym przypisane było podnoszenie przedmiotu oraz otwieranie drzwi nie działało i podejmowało się samoistnie alternatywne decyzje. Kolejną rzeczą jest dosyć losowy poziom trudności w trakcie walk z bossami. Z jednej strony, cała produkcja jest dosyć przyjemna i prosta, ale końcowe etapy w dużej ilości zależą od szczęścia.

Ocena

PODSUMOWANIE

Treasure Adventure World to produkcja, na jaką osobiście bardzo długo czekałem. Wraca do sentymentalnych dla mnie lat dzieciństwa i pierwszych gier komputerowych, prezentuje świetnego bohatera z bardzo kolorową i wciągającą historią, lubi się bawić konwencją i jest wzorem, jak powinny wyglądać platformówki w XXI na PC. Myślę, że warto ją sprawdzić, szczególnie miłośnikom retro grania, ale mam wrażenie, że młodsi użytkownicy komputerów także znajdą masę frajdy dla siebie i będą spędzać z tytułem mnóstwo pozytywnych chwil. Sam zamierzam do niej wrócić za jakiś czas, no i mam nadzieje, na kontynuacje, oraz mocno kibicuje kolejnym produkcjom studia Robit Studios.

Treasure Adventure World
45/50
  • Świat: 10/10
  • Rozgrywka: 9/10
  • Grafika: 10/10
  • Dźwięk: 9/10
  • Jakość: 7/10
Treasure Adventure World to produkcja, na jaką osobiście bardzo długo czekałem. Wraca do sentymentalnych dla mnie lat dzieciństwa i pierwszych gier komputerowych, prezentuje świetnego bohatera z bardzo kolorową i wciągającą historią, lubi się bawić konwencją i jest wzorem, jak powinny wyglądać platformówki w XXI na PC.

Platforma testowa PC

  • Procesor: Intel Core i5-5200U 2.2 GHz (3 MB Cache)
  • Monitor: 15.6 cali Full HD
  • Grafika: NVIDIA GeForce 940M z 2GB VRAM
  • Pamięć: 8 GB DDR3L SDRAM
  • Dysk: HDD 1 TB 5400 RPM
  • System: Windows 10
  • +Nostalgiczny powrót do lat 80/90
  • +Ładna grafika
  • +Proste sterowanie
  • +Bardzo kolorowa szata graficzna
  • +Bohater i jego papuga
  • +Klimat
  • +Świetna, niska cena
  • +Soundtrack
  • +Elementy logiczne
  • +Dawno tak dobrze nie skakałem po platformach
  • Długie ładowanie etapów
  • Szkoda, że póki co jest tylko na PC
  • Drobne babole w sterowaniu

Jak oceniamy gry?

Treasure Adventure World testowałem dzięki uprzejmości gog.com, który przekazał nam kopie do recenzji. Więcej informacji na temat gry znajdziecie tutaj

I to tyle na dzisiaj, trzymajcie się ciepło, ja zapraszam na naszego Facebooka, YouTube, i do uczestnictwa w dyskusji na naszej portalowej grupie. Do zobaczenia!


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Mateusz "Don Mateo" Wysokiński

A imię moje 40 i 4.... witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak".Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *