
Plants vs. Zombies Replanted – recenzja [STEAM DECK]
Konflikt między Roślinami i Zombie na nowo się zaognił. Teraz do pojedynku dołączyli nieoczekiwani gracze – zrozpaczeni fani kontra twórcy gry.
Niedawno recenzowałem World of Goo 2, czyli bliską mi serię z pięknych czasów dla gier niezależnych. Wydany w podobnym okresie Plants vs. Zombies jeszcze mocniej podkreślił potencjał domorosłych programistów, a sama gra stała się wielkim hitem. Jak to często bywa, „hit” to znak z niebios dla inwestorów i dużych wydawców, więc PopCap został błyskawicznie włączony w szeregi Electronic Arts. Uważam jednak, że wyszło to grze na dobre – „dwójka”, wydana wyłącznie na smartfony, do dziś jest uwielbiana i modowana przez fanów, a aż trzy battlefieldopodobne shootery wciągały na długie godziny. Problem zaczął się robić potem – minęło 12 lat od czasu „dwójki”, a jej sequel po dziś dzień tkwi w limbo producenckim.
W takiej nieciekawej sytuacji na scenę wkradł się Replanted, czyli remaster pierwszej odsłony serii. Premiera gry nie była zbyt udana. Fani rzucili się na twórców, których oskarżyli o leniwe użycie AI i nietrafione lub wręcz bezmyślne zmiany oryginału. Czy jest na co się wściekać? Zapraszam do recenzji.
Dziękujemy Electronic Arts za dostarczenie klucza do gry!
Zacznijmy od wprowadzenia niewtajemniczonych w ogrodowy konflikt roślin z zombiakami. PvZ to strategia przypominająca tower defence, w której sadzimy roślinki broniące ogrodu lub nawet dachu domu. Mapa jest zawsze podzielona na pięć linii, po których poruszają się zombie. Nieumarlaki lubią się od siebie różnić, więc musimy być przygotowani na każdą okazję. Jeden może znaleźć sobie do obrony wyrwane drzwi, a drugi okaże się atletą, skacząc na tyczce przez nasze wojsko. A żeby te w ogóle „zrekrutować”, musimy posiadać słoneczka spadające z nieba lub tworzone przez słoneczniki bądź grzyby. Typów roślin jest sporo, choć po mocno rozbudowanej „dwójce” czuć tu pustkę w szeregach. Mamy do dyspozycji obronne orzechy, ziemniaczane miny czy wybuchające wiśnie. Szybko jednak dostrzeżemy patent na błyskawiczne przechodzenie etapów. Te podzielone są na pięć rozdziałów, każdy z nowymi zasadami – w nocy, na dachu itp. – i nowymi roślinkami do odblokowania.

Główną „kampanię” ukończycie bardzo szybko, szczególnie jeśli używacie przyspieszenia czasu. Są jednak i inne tryby odblokowywane po zakończonej grze lub danym jej fragmencie. Wśród nich znajdziecie zagadki, kręgle czy nawet lustrzany tryb iZombie, gdzie to my dowodzimy grupą nieumarłych. Porządnie to wydłuży Wam czas spędzony w grze – oczywiście miło spędzony! W tym miejscu płynnie przechodzimy do najważniejszej części recenzji, czyli co wprowadza edycja Replanted.
Najjaśniejszym elementem remastera są nowe tryby gry. Są to Cloudy Day oraz Rest in Peace (R.I.P. Mode). Ten drugi to tak naprawdę wersja hardcore zwykłej kampanii – przegrywasz poziom, wracasz na sam początek gry. Pochmurny dzień, jak sama nazwa wskazuje, przywita nas niewielką ilością słońca, a więc wolnym zarobkiem waluty. Jednak wspomniane wcześniej minigry również dostały parę nowych poziomów, więc nikt tu nie jest stratny. Jest jeszcze jedna duża nowość – tryb multiplayer. Wraca on z czasów Xboksa 360, więc nie jest to wielkie zaskoczenie dla starych fanów, jednak trudno nie docenić jego zalet. Zagrać możemy w lokalnego co-opa (prawie cała kampania, bo tryb odblokowuje się dopiero po 10 poziomach) oraz tryb versus. W tym drugim jeden gracz gra standardowo, a drugi – wysyła fale zombie. Niestety ten tryb jest mocno niezbalansowany i faworyzuje zombie – ogromne fale mózgojadów z łatwością rozgromią armię znajomego. Do gry musicie posiadać drugi kontroler, ale przez Steam można też grać online przez Remote Play. Granie po sieci jednak ma tyle sensu, ile oglądanie wzrostu chwastów. To prosta gra na krótkie sesje.

Tym kończę omawianie rozgrywki. Trudności zaczynają się, gdy dojdziemy do oceny jakości remastera. A raczej byłoby tak, jeśli grałbym w ten tytuł na premierę. Twórcy naprawdę wzięli się za poprawę gry i nie mam serca mocno ich teraz obwiniać. Jeżeli o mnie chodzi, nie doświadczyłem żadnych problemów. Krytykowany przez fanów kłopot z dynamiką muzyki został naprawiony, a poważniejsze błędy – załatane. To powiedziawszy, trudno nie odnieść wniosku, że jest to skok na kasę, by wydoić piniądz od fanów. Podobno grafika została podebrana z wersji xboksowej, co też widać w napisach końcowych – są skompresowane i brzydsze od PC-towych. Część grafik jest za to podbita przez sztuczną inteligencję (jej pozostałości znajdziecie w plikach gry, a nawet niekiedy w samej grze). A z zalet? Byłem zaskoczony tym, jak dobrze grało mi się na Steam Decku – jak dla mnie kontroler wygrywa z myszką. Oczywiście gra działa bez żadnych problemów na niskim TDP oraz na monitorze full HD.
Plants vs. zombies to klasyka wśród gier casual. Znam niegraczy, którzy od wielu lat grają tylko w tę grę! Dlatego serię warto znać, tego ukryć nie można. Jednak czy warto ją poznać dzięki Replanted? Musicie sobie odpowiedzieć na jedno pytanie: czy wolicie grać na komputerze, czy smartfonie? Jeśli nie przeszkadza Wam mały ekran, sięgnijcie po „dwójkę” i w szczególności po mod Reflourished – ten pakiet da Wam tonę świetnej rozgrywki. Replanted jest jednak nadal tym, czym był kiedyś – przyjemnym klikadłem, grą na parę godzin. Spędzisz ten czas dobrze, ale dużo z niej nie wyciągniesz. Fanom – polecam. Reszta niech czeka na promocję lub sięgnie po wersję mobilną.
