Apex Legends – wrażenia z gry. Czy to dobry battle royale?
Ostatnio każdy z wielkich wydawców chce mieć na rynku swoją grę z gatunku battle royale. Electronic Arts jako jeden z nich nie może zostać w tyle. I tak, bez większego medialnego szumu, 4 lutego na serwerach wylądował Apex Legends. I od razu powiem wam – gra jest świetna i jeśli będzie konsekwentnie rozwijana, Epic Games ze swoim Fortnite może zacząć się bać.
Gry od EA mają to do siebie, że można w nie grać jeszcze podczas ich instalacji – ot, kawałek gry dostępny jest, kiedy pobierzemy część danych, reszta pobiera się w tle. Tak też jest z Apex Legends, które gotowe było do uruchomienia jeszcze przed pobraniem całości. Wtedy to gra pokazała mi krótkie, prerenderowane intro i przeprowadziła przez samouczek, prosty i przejrzysty, który poza podstawami poruszania się i strzelania, pokazuje nam, jak wskrzeszać poległych kompanów i jak uruchamiać zdolność specjalną naszej postaci. No właśnie, zdolność specjalna – każdy bohater ma swoją własną, ale poza tym gra się nimi podobnie. Póki co bohaterów jest niewiele, bo tylko ośmiu, ale w przyszłości może się to zmienić. Po samouczku gra przeniosła mnie na ekran startowy, podobny do tego z Fortnite.
Zaraz po ekranie startowym odpaliłem pierwszy mecz. Zabiłem trzy osoby, bawiłem się doskonale, a po powrocie do menu głównego otworzyłem skrzynkę z kosmetycznymi rzeczami, otrzymaną za przejście na kolejny poziom konta. Potem odpaliłem kolejny meczyk. I kolejny. Czekanie między meczami jest bardzo krótkie, więc łatwo można wpaść w ciąg i grać kilka godzin, nie zdając sobie sprawy z upływu czasu. Wsiąkłem na dobre, bo gra ma w sobie to coś, co sprawia, że ciężko się od niej oderwać.
Przede wszystkim produkcja ma świetny feeling broni. Dawno nie grałem w tytuł, gdzie dzierżoną w ręku pukawką operowało się tak przyjemnie. Wszystko jest tu zrobione jak należy, lekkie karabiny i bronie energetyczne już przy delikatnym wciśnięciu spustu ochoczo oddają serię pocisków, zaś nieco cięższe strzelby hałaśliwie wyrzucają z siebie pojedyncze naboje. Idealnie współgra to z dopracowanym i płynnym poruszaniem się po mapie. Sama plansza jest zrobiona dobrze, przede wszystkim dlatego, że jest zróżnicowana, jak na standardy gier tego typu.
Kolejną rzeczą, która w Apex Legends została wykonana bezbłędnie, jest komunikacja. W produkcji póki co jest tylko jeden tryb – gra w trzyosobowych oddziałach. Granie w trójkę sprawdza się, przede wszystkim dlatego, że zdolności postaci wzajemnie się uzupełniają (ten sam bohater nie może być wybrany przez kilka osób). Konieczność grania z dwiema innymi osobami w zespole nie oznacza jednak konieczności porozumiewania się przez czat głosowy. Gra posiada genialny system oznaczania – możemy pokazać naszym kompanom, gdzie są wrogowie, amunicja lub pancerz, pokazać im miejsce, gdzie warto iść, a także poinformować ich o naszym stanie; a wszystko to za pomocą jednego przycisku.
Już podczas lądowania na mapie gra pokazuje swój kooperacyjny charakter. Spadanie w pojedynkę, aby potem rozłożyć spadochron, nie jest typowe dla dzieł z tego gatunku. Spośród trójki graczy w oddziale gra wyznacza jednego, który będzie odpowiedzialny za to, gdzie wylądują z impetem nasi bohaterzy. Jeśli jednak to komuś nie odpowiada, może wyskoczyć z pojazdu samemu, bez swojego oddziału – jednak nie polecam tak robić, bo wtedy wasze szanse na przeżycie się zmniejszą.
Jak na bezpłatny, świeżo wydany tytuł, Apex Legends jest wyjątkowo dopracowane technicznie. Póki co nie spotkałem się z żadnymi błędami, nie mogę też zarzucić wiele działaniu gry. Zarówno na PlayStation 4, jak i na Xboksie One, tytuł celuje w 60 klatek na sekundę i przez większość czasu tak właśnie jest. Niestety, ale na bazowych wersjach konsol, szczególnie na Xboksie One, tytuł działa w dość niskiej rozdzielczości. Największym minusem wersji na konsolę Microsoftu jest fakt, że do działania wymaga abonamentu Xbox Live Gold. Do pecetowej wersji gry nie mam żadnych zastrzeżeń, wręcz przeciwnie – muszę ją pochwalić za mnogość opcji graficznych i możliwość włączenia rozdzielczości dynamicznie skalowanej, dzięki czemu i słabsze sprzęty nie powinny mieć z omawianym produktem problemu. Sama oprawa graficzna też jest w porządku – przyjemna dla oka i czytelna. Jeśli chodzi o sam projekt bohaterów i świata, to jest naprawdę dobrze i nie odniosłem wrażenia, że gram w kolejne battle royale, o którym za moment nie będę pamiętał.
W grze pojawiają się też mikropłatności. Za prawdziwe pieniądze możemy kupić walutę premium, a za tą możemy kupić skrzynki zawierające kosmetyczne modyfikacje broni, kwestie wypowiadane przez nasze postacie i skórki do naszych bohaterów. Niektóre przedmioty można nabyć osobno, jednak są one limitowane i ich oferta zmienia się co jakiś czas. Samych bohaterów możemy nabyć także walutą zdobywaną podczas rozgrywki, więc nie ma tutaj mowy o zaburzaniu balansu. To dość uczciwe rozwiązanie, szczególnie mając w pamięci fakt, że wydawcą gry jest Electronic Arts, które nigdy nie miało szczęścia do mikrotransakcji (pamiętna afera z drugim Battlefrontem).
Gra posiada wszystko, żeby stać się hitem – jest darmowa, dopracowana i niezwykle grywalna. Być może w przyszłości pojawi się więcej bohaterów i tryb solo, na co osobiście czekam. Polecam samemu spróbować, bo być może się wciągniecie i zostaniecie z grą na dłużej, szczególnie jeśli macie znajomych chętnych do wspólnego grania.
A wy, co sądzicie o Apex Legends? Dobra gra, czy może kolejny battle royale, o którym gracze szybko zapomną? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!
Dołączcie do naszej grupy Facebookowej – Testerzy Gier – aby dzielić się ciekawymi promocjami z naszą społecznością; zachęcamy także do polubienia naszego fanpage’a, aby być na bieżąco z newsami ze świata gier. Jeżeli lubicie także oglądać recenzje gier, koniecznie zasubskrybujcie nasz kanał YouTube!