Wpływ recepcji Mass Effect 3 na Mass Effect: Andromeda

Jednym z największych rozczarowań jakie spotkało fanów Mass Effect, było, z całą pewnością, zakończenie trzeciej części. Zrobione w sposób płytki i pobieżny sprawiło, że fani wpadli w absolutną furię, żądając od firmy natychmiastowej zmiany tego, co dostali. Sposób, w jaki obeszła się z nimi firma z początku także nie był najlepszy. Ignorowano ich głosy, zbywano wzruszeniem ramion ogólne oburzenie, a próby kontaktu były w różny sposób urywane. Komandor Shepard, niezależnie od tego, co zrobił, na sam koniec otrzymywał trzy kolory, w których, niezależnie od wyboru, i tak prowadził do niemal identycznej konkluzji. Nie warto było, jak powiadał klasyk. Wokół owego zakończenia narosło kilkanaście teorii (w tym fantastyczna teoria indoktrynacji), które również zostały przez firmę absolutnie zignorowane.

Wreszcie, Bioware postanowiło w jakiś sposób załagodzić sytuację – wypuścili, za darmo, rozszerzone zakończenie gry, w którym dostaliśmy trochę więcej danych na temat tego, co się stało. W dalszym ciągu jednak różnica była iluzoryczna, niesmak więc pozostał. Wielka szkoda – Mass Effect 3 zapowiadało się wtedy na istny majstersztyk.

mass effect 3 andromeda

Istnieje teza, że owe zakończenie – jak kilka innych wątków – zostało naprędce doszyte do gry po tym, jak do sieci wyciekło pierwotne zakończenie opiewające na próbie kupienia sobie czasu, by uciec przed ciemną materią. Rola Żniwiarzy miała mieć o wiele więcej sensu, a to, co dostaliśmy, miało otrzymać o wiele głębszy wymiar. Tak się jednak nie stało.

Refleksje twórców

Czy miało to jakiś wpływ na to, jak została stworzona Andromeda? I tak, i nie. Fabrice Condominas, jeden z twórców tego tytułu odwiedził ostatnio Australię i udzielił on krótkiego wywiadu serwisowi Finder. Rzecz jasna, dziennikarz pokusił się o pytanie, czy reakcja na zakończenie miała jakiś wpływ na to, jak powstała i jaka stała się następna część. Odpowiedź była raczej zdawkowa. Condominas był zdania, że naturalnie, recepcja fanów ma wielkie znaczenie dla firmy (i tak dalej, i tak dalej…), jednakże nie była rzeczą decydującą. Jak sam przyznał, to ciągle jest to samo uniwersum, ta sama saga, z którą gracz jest w jakiś sposób związany. Nie sposób więc, zdaniem tego twórcy, pozbyć się wszystkich wad, jakie niosła za sobą owa produkcja. Jednocześnie jest zdania, że postarali się zrobić to, co zrobili, jak najlepiej. Czy im się udało? Wszystko leży teraz w rękach fanów.

Oczywiście, podkreślił on, że jakiś wpływ reakcja graczy miała. Przede wszystkim, Bioware chciało skupić się na aspekcie podróży w Mass Effect: Andromeda. Jako eksperci od narracji, chcieli oni, by dostarczyła fanom rozrywki właśnie spod tego szyldu. Podkreślił, że przecież nawet zakończenie głównego wątku nie jest czymś definitywnym – gracz może przecież wrócić na odwiedzone już planety i zwiedzić je sobie, wykonać zadania, których nie zrobił wcześniej.

A jednak ta sama rzeka

Brzmi jak Inkwizycja i jej zakończenie, które było właściwie czymś w rodzaju epilogu. Wszyscy bowiem wiedzą, że motyw Koryfeusza był w samej swojej istocie bardzo nieistotny – to Solas i jego historia tak naprawdę zainteresowały graczy, a prawdziwe zakończenie otrzymaliśmy, RZECZ JASNA, za sprawą DLC. Fani, którzy już ukończyli Mass Effect: Andromeda załamują ręce, zapowiadając, że z całą pewnością czeka nas teraz mnóstwo płatnej zawartości. Resztę historii poznamy „za jedyne osiemdziesiąt złotych”. To perfidne zagranie (bardzo w stylu Bioware) niczym nie przypomina dawnych czasów, kiedy kupowało się dodatek zawierający osobną grę i nową opowieść (jak było to w przypadku Przebudzenia do Dragon Age: Początku. O tym, że Tron Bhaala z tej perspektywy zasługuje w zasadzie na miano osobnego tytułu, to już w ogóle inna sprawa).

Wypowiedzi Condominasa świadczą o jednym – jeśli Bioware się czegoś nauczyło, to niekoniecznie tego, co powinno. Dalsze popełnianie tych samych błędów sprawi, że odpłynie im coraz większa ilość graczy, którzy – umówmy się – wcale nie będą chcieli z powrotem wchodzić do miejsca, w którym zostali przez twórców potraktowani w taki sposób, że niekoniecznie będą chcieli na nowo im zaufać.

A wy? Może uważacie, że twórcy mają rację i powinni skupić się na dziele, a nie na jego odbiorze? Czy gra faktycznie rządzi się własnymi prawami, niezależnie od reakcji odbiorcy? A może sądzicie, że Bioware czegoś jednak się nauczyło?


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Emilia Wyciślak

Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *