ArtykułNowośćTemat dnia

RETROMANIAK #33 – Historia serii Wolfenstein, część 3 (lata 2014-2017)

Ostatnią część naszych zmagań z przygodami Blazkowicza skończyliśmy w 2009 roku, gdzie po średnio udanym Wolfensteinie markę zakryły kolejne już chmury. Gra nie była tak dobra, by móc opracować dodatek do niej, a sprzedaż tytułu i jego recenzje nie były zadowalające dla id Software, które tamtym tytułem skończyło swoją przygodę z tak znaczącym dla nich tytułem.

Schedę przejęło ZeniMax Media, którego spółki – Bethesda i MachineGames – w 2014 roku dały nam Wolfenstein: The New Order. Była to produkcja tak innowacyjna, że na zawsze zmieniła patrzenie na postać amerykańskiego żołnierza polskiego pochodzenia, a jednocześnie dała nam niewątpliwie najlepsze produkty z charakterystyczną marką. Nie przedłużając, zapraszam na 33. odcinek Retromaniaka i na ostatni, który przeniesie nas w alternatywną historię II wojny światowej. Zapraszam do lektury.

WOLFENSTEIN: THE NEW ORDER (2014)

Tak jak wspomniałem, w produkcję nowego Wolfa zaangażowano MachineGames, a wydaniem zajęła się Bethesda. Ci drudzy są znani graczom przede wszystkim z produkcji takich tytułów jak legendarna seria RPG, czyli The Elder Scrolls, co widać w samym zarysie gry. Ta bowiem postawiła na fabułę, a Amerykanie odpowiedzialni za Morrowinda i Skyrima są mistrzami takiej formy. A na czym polegała sama historia w The New Order? Wszystko zaczyna się w roku 1946 w Niemczech, gdzie nasz znamienity bohater – William Blazkowicz – wraz z oddziałami wojsk alianckich bierze udział w szturmie na nazistowską twierdzę jednego z większych mózgów III Rzeszy: doktora Williama „Trupiej Główki” Strasse. W trakcie ataku na kompleks, Blazko zostaje ranny i dzięki dużej dozie szczęścia zostaje odratowany i przez kolejne 14 lat będzie leżał w śpiączce w polskim szpitalu psychiatrycznym. Tam też poznaje jedną z towarzyszek swoich dalszych perypetii – Anię Oliwę, polską sanitariuszkę, której rodzice zostają zabici w trakcie próby ochrony pacjentów przybytku, który rozkazem z 1960 roku ma zostać zamknięty. Wtedy też nasz bohater dowiaduje się, że Niemcy wygrały wojnę w 1948, zrzucając bombę atomową na Stany Zjednoczone. Sam jednak postanawia znaleźć ruch oporu i zbudować zbrojną opozycję dla władzy nazistów.

Produkcja zrobiona została na silniku id Tech 5, który został opracowany przez id Software, co zagwarantowało tytułowi naprawdę dobrą grafikę. Produkcja oczywiście była strzelanką połączoną z grą akcji, która wgryzła się w rejony, w jakie tytuł się jeszcze nie zapuszczał – różnorodne postacie, niekiedy z problemami psychicznymi, dylematy moralne, dosyć czarne poczucie humoru, a także niezapomniane lokacje: nazistowski Berlin ze zrealizowanymi projektami Alberta Speera, naczelnego architekta III Rzeszy, a także obóz koncentracyjny czy chociażby baza na Księżycu. Niniejsze lokacje sprawiają, że w grze cały czas się coś dzieje i z misji na misję jesteśmy coraz ciekawsi kolejnych rozwiązań.

Same poziomy też są dosyć wymagające i czerpią z przeszłości wszystkie najlepsze rzeczy – mamy wielkich przeciwników (którzy zostali zmodyfikowani genetycznie bądź też mechanicznie przez chore umysły naukowców), dosyć wysoki poziom trudności, który nawet na niższych ustawieniach trudności umie przynosić problemy, jak tez easter eggi. Jednym z takich jest możliwość zagrania w Wolfensteina 3D czy system apteczek, który regeneruje zdrowie, niczym klasyczne strzelanki z lat 90. Sami twórcy starali się, żeby połączyć w tym wydaniu Wolfa wszystkie najlepsze rzeczy, jakie były w poprzednich odsłonach serii, a jednocześnie popłynąć jeszcze mocniej w wersję alt-historii i zaprezentować tak, jak według nich wyglądałyby lata 60. w wydaniu nazistowskim, przez co znajdziemy nawiązania do muzyki popularnej, natrafiając w wycinkach prasowych na swoistą, faszystowską wersję The Beatles czy słysząc bardzo niemiecką przeróbkę przeboju „House of the Rising Sun” grupy The Animals.

Co warte także odnotowania, była to pierwsza część serii, która miała w pełni legalną premierę części serii w Niemczech. Ustawodawstwo Republiki Federalnej Niemiec, które zakłada brak promocji i istnienia w przestrzeni publicznej ideologii Adolfa Hitlera, od samego początku nie dopuszczało do premiery jakiegokolwiek Wolfensteina. Po wielkiej cenzurze TNO, która zakładała wycięcie emblematów III Rzeszy, całych elementów umundurowania SS-manów, jak też zmiany kwestii w niektórych scenach, okrojona wersja produkcji ukazała się ostatecznie u naszych zachodnich sąsiadów. The New Order słusznie zgarnęło najważniejsze wyróżnienia i statuetki na festiwalach przemysłu rozrywki elektronicznej na przełomie 2014 i 2015, więc nie trzeba było długo czekać na kolejną odsłonę, która okazała się być prequelem.

WOLFENSTEIN: THE OLD BLOOD (2015)

The Old Blood jest dodatkiem do Wolfenstein: The New Order i dzieje się na 15 lat przed wydarzenia z podstawki. Po raz pierwszy, od roku 2001, wracamy do legendarnej i tytułowej twierdzy Wolfenstein, gdzie tak jak w odsłonach z lat 80., musimy znaleźć dokumenty. Tym razem jednak mają one zawierać informacje na temat miejsca pobytu doktora „Trupiej Główki”, czyli miejsca, które poznajemy w pierwszej misji produkcji z 2014 roku.

Zamek Wolfenstein jest stanowczo inny od tego z 2001.

Powiedzieć o tytule, że jest bliźniaczy, to nie powiedzieć nic. Jednak jest to dodatek, który tylko rozwija historię i w samej swojej treści jest mocno satysfakcjonujący. Wracamy do miejsc, których nie widzieliśmy od 15 lat, widzimy nowe, świeże spojrzenie na alternatywną wersję konfliktu, a także wydarzeń z Return to Castle Wolfenstein. Oprócz tego klasyka banału – futurystyczna broń, przerysowani antagoniści, w tym zombie, tak jak w dobrym roku 2001. Nowością jest za to kolejna klasa broni, której jeszcze nie było: gazrurka, która jest prostą, lecz dosyć skuteczną, jak się okazuje z przebiegu fabuły, bronią. Bardzo udany dodatek, stanowiący świetne rozszerzenie tak dobrze przyjętej historii.

WOLFENSTEIN II: THE NEW COLOSSUS (2017)

Ta odsłona historii amerykańskiego żołnierza polskiego pochodzenia dzieje się tam, gdzie skończyła się poprzedniczka, której zakończenia nie chcę jednak spoilerować. Nie jest to jednak problemem dla samych twórców, którzy przed rozgrywką puszczają film, wyjaśniający, co działo się w The New Order. Więc jeśli nie chcecie spędzić kilku dobrych godzin gry przy poprzedniej odsłonie, by zrozumieć historię, to takie rozwiązanie powinno was satysfakcjonować. Niemniej, Blazkowicz i jego koledzy na uprowadzonym w pierwszej części statku III Rzeszy z Europy dryfują do ojczyzny Blazko: Stanów Zjednoczonych Ameryki. Z dawnej stolicy wolności i demokracji mało co zostało, a rządy nazistów raz a dobre pogrążyły fundamenty, na których opierał się dawny ład. Gotowi na wielką eksterminację w stylu Blazkowicza, podobną do tego, co było w The New Order? To przygotujcie się na coś jeszcze lepszego.

Poprzedniczka kupiła graczy wieloma rzeczami, jedną z nich było kontrowersyjne, czarne poczucie humoru, które mieszało się oczywiście z dramatem bohaterów. Coś, co było tak dobrze zarysowane w produkcji z 2014 roku, tutaj przyjmuje jeszcze większy i poważniejszy wymiar, przez co czujemy się momentami jeszcze bardziej zmieszani i jeszcze bardziej ujęci uczuciowością samego tytułu, który już dawno wyrósł z bycia po prostu brutalną strzelaniną. Co do samego klimatu, ten jest jeszcze lepszy i bardziej potężny niż ten europejski, który – owszem, oscylował w tak absurdalne rzeczy, jak tajne, żydowskie stowarzyszenia naukowe – ale nie był aż tak namacalny. Tutaj mamy typowe dla amerykańskiej kultury elementy takie jak Ku Klux Klan, ruchy dla zniesienia granic rasowych (co było widoczne w latach 60. w USA, ale jak do tego doda się argument rasistowskiej III Rzeszy, to mamy dosyć wielki kontrast), czy nawet science-fiction w postaci Roswell i innych teorii spiskowych dotyczących UFO. Ta gra wręcz pachnie niczym odcinek telenoweli umieszczonej w takich realiach, chociaż jest przekształcona przez Niemców. Co do samych antagonistów, po 25 latach do produkcji wrócił Adolf Hitler we własnej osobie. Jak wypadł? Sprawdźcie sami, ale przestrzegam przed spoilerami!

Wątków samej opowieści jest o wiele więcej i są one o wiele bardziej wymiarowe. Naszym głównym przeciwnikiem jest tutaj dr Irene Engel, była asystentka doktora „Trupia Główka”, która mało co nie zginęła w The New Order i po wydarzeniach, jakie miały miejsce w obozie koncentracyjnym, obiecała zemstę na Blazkowiczu. Jej postać kreowana jest na psychopatkę, jednak brak jej swoistej charyzmy poprzednika, w czym widzę największą wadę zeszłorocznego tytułu. Owszem, jest demoniczna, a *Spoiler Alarm* scena egzekucji Blazko jest wstrząsająca *KONIEC SPOILERA*, ale czegoś jej brakuje. Możliwe, że narzekam, bo cała reszta postaci jest napisana z wielkim kunsztem, a we wszystkim pomagają dosyć długie, wnoszące bardzo wiele do fabuły cut-scenki. The New Colossus pełni już funkcję pełnoprawnej noweli o bohaterze i jego losach, ale nie zrywa całkowicie z łatką pierwszoosobowego shootera. Ba, jest to jeden z lepszych FPS-ów, jakie widziałem w życiu. Wciągający, z wymagającymi przeciwnikami, dużą ilością broni, świetną fabułą, a także rewelacyjną grafiką, która stała się udziałem – a jakże – id Software. Nadal mamy easter eggi oraz archaiczne – ale miłe – rozwiązania w postaci apteczek czy wracającym po tak wielu latach quicksave’ie, który pozwala zapisać rozgrywkę w dowolnym momencie.

Jednym ze wspanialszych uzupełnień jest nadal świetna muzyka, wysoki poziom trudności, jak też ta bogata fabuła. Nie ma tu miejsca na jakieś głupie skrzynki czy lootboksy, które stały się popularne i są obciążeniem psychiki graczy (o czym dobitnie mogło przekonać się EA, nadal nie mogąc się do końca odkuć po Battlefroncie II), a mamy towar, który dostarczy wzruszeń, lęku i emocji na wiele godzin. Ja te grę serdecznie polecam, najlepszy Wolfenstein i stanowczo najlepsza gra 2017 roku, która pokazuje, że odbiorcy nadal kochają retro rozwiązania. Szkoda tylko, że trzeba o tym wielu developerom tak mocno przypominać.

Wolfenstein II: The New Colossus nieco po premierze – recenzja [PC]

PODSUMOWANIE

Przyznam szczerze, że ta seria tekstów była dla mnie dużym wyzwaniem. Zmierzenie się z Blazkowiczem od lat 80. do współczesności zapewniło mi sporo godzin niesamowitej rozgrywki, która, pomimo jawnego kpienia z realiów historii, jest tak wciągająca. Sama rozgrywka ewoluowała, grafika się zmieniała, ale nigdy nie zmieniło się jedno: Wolfenstein to jedna z ważniejszych kart, jakie zapisał przemysł growy i już wyczekuję jego dalszych reinkarnacji.

Trzymajcie się ciepło, a ja zapraszam na naszego Facebooka, YouTube’a i do uczestnictwa w dyskusji na naszej portalowej grupie. Do zobaczenia.


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Mateusz "Don Mateo" Wysokiński

A imię moje 40 i 4.... witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak".Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Jeden komentarz do “RETROMANIAK #33 – Historia serii Wolfenstein, część 3 (lata 2014-2017)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *