FELIETON GROWY #5: Wracać czy nie? Rozterki starego gracza

Dzisiejszy wpis będzie nieco bardziej osobisty, niż zazwyczaj ma to miejsce. Jestem wieloletnim graczem z dużym doświadczeniem. Powiedziałbym, że wytrawnym koneserem, ale koledzy z branży prawdopodobnie zabiliby mnie śmiechem. Tak czy inaczej, gram w gry od małego. Odkąd w sumie pamiętam…

W naszym domu zawsze było coś, na czym dało się przesiedzieć wieczór przed telewizorem. Pamiętam, jak starszy brat dostał na komunię Pegasusa, kilka lat później ja dostałem pierwsze PlayStation. Gdzieś po drodze przewijały się jakieś sprzęty pokroju Commodore 64 czy Amigi A600, a także pierwsze PeCety. Kumple mieli także swoje konsole i komputery. Zawsze było gdzie i z kim w co pograć. Lubię myślami wracać do dawnych lat, kiedy razem grywaliśmy w ulubione tytuły, czytaliśmy czasopisma i wspólnie spędzaliśmy czas, nie martwiąc się niczym. Nie wracam jednak do nich zbyt często… A powodów jest kilka.

Gry brzydkie, płytkie i zapomniane

Czasami powrót do klasyków bywa wyjątkowo bolesny. Niektóre gry odświeżam sobie regularnie i bez problemów mogę usiąść przed nimi, czerpiąc z nich przyjemność. Co prawda większość z nich znam od podszewki: odkryłem każdy sekret, z dokładnością co do piksela wiem, co i gdzie się znajduje, a mechaniki, które budowały kiedyś głębię, dzisiaj odsłaniają swoje słabe miejsca, punkt po punkcie. Z tymi grami problemu nie mam… Istnieją jednak produkcje, do których ciężko jest podejść, np. gry, w które zwyczajnie nigdy nie grałem. Gdy warunki na to pozwalają, staram się nadrabiać starocie. Przecież to wstyd przyznać, że ominął mnie Metroid albo że nigdy nie ukończyłem Duke Nukema 3D. Konsekwentnie nadganiam to i owo, jak znajdę czas i chęci. Niektóre z tych gier robiły robotę w czasach swojej świetności, ale dzisiaj są nieco skostniałe. Mimowolnie patrzę na te gry przez pryzmat wieloletniego doświadczenia, ale i dzisiejszych standardów grafiki czy gameplayu.

Najbardziej jednak serce boli przez te gry, w które kiedyś grałem namiętnie, ale z czasem kompletnie o nich zapomniałem. Dopiero po kilku latach w mózgu zaświeciła się myśl: „Mam ochotę zagrać w…”. Ta niewinna retrospekcja zwykle prowadzi do zawodu i rozczarowania, kiedy dociera do mnie, że nie tak zapamiętałem dany tytuł. Z takimi grami ciężko się dogadać… To, co kiedyś było niemal fotorealistyczne, dzisiaj jest paskudnie niewyraźne. Pierwszy Resident Evil już na mnie nie działa, czar prysł na zawsze, bo jak tutaj czuć ten strach i niepokój, skoro pierwsze zombiaki wyglądają dziś niczym manekiny wycięte z kartonu…

Dom Lary Croft w Tomb Raider II – kiedyś skrywał wiele sekretów, dzisiaj straszy pikselozą i kanciastymi modelami

W czasach młodości szalałem za Tomb Raider II. Cudowna gra, która kiedyś kojarzyła mi się ze świetnym gameplayem i ciekawymi zagadkami, dzisiaj odtrąca koszmarnym sterowaniem i zwymiotowaną grafiką… Tak, tytuł nie najlepiej się zestarzał. Mało powiedziane… Ponowne spotkanie z Larą Croft wywołało u mnie głębokie rozczarowanie. Zrozumiałem, że nawet jeśli przekonam się do grania, to już nigdy nie będę czerpać z gry takiej przyjemności jak kiedyś. Pani archeolog porusza się z gracją właściwą dla dwulatka, a czas od wciśnięcia przycisku do jej reakcji liczony jest już w sekundach! Ciężko wrócić do tego tytułu, pomimo wielu prób. Takich gier jest więcej… Gier, które już nie są dla mnie. Z jednej strony cieszę się, że twórcy co jakiś czas robią Remaster jakiejś oldschoolowej produkcji, dając nam przy tym porządny kawał growego mięcha. Z drugiej – zdaję sobie sprawę z tego, że wiele tytułów może nigdy nie doczekać się odświeżenia…

Wieczny Single Player

Gdzieś tam przeszkadza mi jeszcze jedna rzecz, mianowicie fakt, że gry retro to w pewnym sensie zabawa dla samotników. Powiedzmy to sobie jasno: chcemy grać w najnowsze hity – czytamy o nich, oglądamy zapowiedzi, szukamy informacji w internecie, gdzie wszyscy jeszcze bardziej nakręcają hype na dany tytuł – bo premiera tuż-tuż, gameplay wgniata w fotel, a grafika wyciska ostatnie soki ze sprzętu. Często zachwycamy się nowiutkimi grami.

Nikt nie podnieca się graniem w starocie, przynajmniej nie w takim stopniu. Stare gry nie są tak wdzięcznym tematem dyskusji. Już nie kumulują wokół siebie dzikich tłumów. O nowych grach mówimy często ze znajomymi, kolegami, innymi graczami w sieci itd. Gry retro rzadko bywają tematem żywych rozmów przy spotkaniu. Czasem na forum ktoś zapyta o coś, ale na ogół wierni fani już wieki temu rozebrali produkcję na części pierwsze. Dawno nie widziałem naprawdę żywej grupy dyskusyjnej przy jakimś starym tytule… no chyba że ma moduł sieciowy i czynne serwery, ale to już inna sprawa.

Wracając do samotności – w miażdżącą liczbę tytułów retro nie pogramy z nikim. Serwery multi (jeśli w ogóle istniały) świecą pustkami albo są bezpowrotnie zamknięte. Kanapowy tryb kooperacji niestety nie budzi już entuzjazmu u znajomych, zresztą im człowiek starszy, tym coraz ciężej zorganizować wspólny czas na wieczór przed kompem czy konsolą. Nawet do kilkuletniej FIFY ciężko znaleźć chętnego kompana! Z czasem okazuje się, że znajomi pozbywają się starego sprzętu, wymieniając go na nowy. W skrócie – gramy w samotności…

Karta pamięci do pierwszego PlayStation – dawniej obowiązkowe wyposażenie każdego, szanującego się gracza

Już nigdy więcej nie wezmę ze sobą karty pamięci, aby pochwalić się przed kumplami nową drużyną w Jade Cocoon, pokazać swój nowy tor do jazdy w Tony Hawk’s Pro Skater czy podzielić się zawartością odblokowaną dzięki ukończeniu gry. Zawsze marzyłem o tym, by zagrać w kultowe Pokemon Red/Blue, tak jak to robili gracze w czasach świetności tych tytułów – wymieniając się złapanymi Pokemonami z napotykanymi graczami. Dzisiaj, w 2023 roku, to niemożliwe. Bezpowrotnie.

Papierowe historie

To zabrzmi jak banał, ale te dwadzieścia lat z okładem zmieniło naprawdę wiele w branży. Świat czasopism o grach komputerowych kiedyś wyglądał zupełnie inaczej. Czy to były lepsze czasy? Raczej nie, ale jedno jest pewne – miały swój urok. W moim rodzinnym Żyrardowie nie było zbyt wielu dobrze wyposażonych kiosków z gazetami – w sumie kojarzę cztery, może pięć na całe miasto. W mniejszych miejscowościach było jeszcze gorzej. Najtrudniejsze dla mnie było długie czekanie. Kiedyś trzeba było cały miesiąc cierpliwie wyczekiwać na nowy numer ulubionego czasopisma! Wiele z nich kupowaliśmy ze względu na dołączaną do nich płytę. Niby nic wielkiego, ale w czasach bez internetu to było coś! Przez cały ten czas katowało się zebrane dotąd krążki z demami.

Całkowicie normalne było ogrywanie n-ty raz tej samej trasy, przechodzenie na pamięć krótkiego fragmentu gry czy granie w kółko jednego meczu (albo nawet tylko jednej połowy!) itd. Co do samych płyt dołączanych do czasopism – te nie zawsze zawierały pełne wersje gier. Czasami były tam same dema czy programy, nierzadko jakieś filmiki czy nawet tapety(!). Dzisiaj brzmi to jak ponury żart, ale tak było. Co więcej – cieszyliśmy się z takiej zawartości! Nikt jeszcze wtedy nie słyszał o grach Free2Play. Właściwie nie istniały usługi sieciowe. O Game Passie to nikt nawet nie śnił…

Pierwszy numer „Play. Wszystko Gra!” – kto pamięta?

Gdybym teraz dostał w swoje ręce jakiś stary numer jednego z czasopism, które wtedy czytałem, to prawdopodobnie rozpłakałbym się ze wzruszenia. Kawał historii i wspomnień na papierze. Obecnie prasa growa powolnie dociera do swojego kresu. Pomimo usilnych prób nie da się zatrzymać jednego – postępującej migracji dziennikarstwa do internetu. Papierowe wydania magazynów o grach niemal całkowicie opuściły rynek, a na ich powrót raczej nie możemy liczyć. Z jednej strony dobrodziejstwa internetu dały nam prawdziwą wygodę grania, a z drugiej gazeta w ręku i płyta w koszulce sprawiały radość na kilka tygodni, zwykle do ukazania się kolejnego wydania. A chyba o to w graniu chodziło? O przyjemnie spędzony czas przed komputerem lub konsolą.

Dzisiaj przeglądam platformy z grami w poszukiwaniu czegoś, co wyrwie mnie z kapci. Gier jakoś jest więcej, ale coraz mniej mnie urzeka. Wracam do sprawdzonych staroci.

RETROMANIAK #100: Z nostalgią i sentymentem – gry, wspomnienia i nie tylko


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Michał Jankowski

Kiedyś nałogowo grał w Tony Hawka, dziś miłośnik gier roleplay i rpg - grind to dla niego podstawa. Mimo słabości do ubiegłych generacji nie pogardzi czymś świeżym. Z wykształcenia andragog, prywatnie gracz z dwudziestoletnim stażem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *