„Moja zabić twoja!” – Śródziemie: Cień Wojny – recenzja gry [PC]

Znacie to uczucie, kiedy coś bardzo chcecie mieć, ale szkoda wam wydać pieniędzy? Kiedy trochę wbrew sobie decydujecie się na zakup, a potem macie wyrzuty sumienia? W końcu, jak się okazuje, że to najlepiej wydane pieniądze w ostatnim czasie? Ja, mając w pamięci świetną (choć krótką!) pierwszą odsłonę Cienia, miałem tak kilka dni temu z sequelem.

Kontynuacja Śródziemie: Cień Mordoru została wydana 10 października 2017 roku, jednak przyznaję się, że zupełnie przegapiłem jej premierę. O ja głupi!

Tytuł jest kontynuacją wydarzeń z pierwszej części, a tłem fabularnym jest rozpoczęta przez Mordor wojna. Nie skupiamy się jednak na heroicznym uratowaniu Śródziemia, a stanowi to jedynie tło naszych działań. Najważniejsza jest tu historia Taliona i Kelebrimbora (upiora, który „w nas” siedzi) i ich szybko zauważalny konflikt interesów.

ZALETY

Same zasady gry niewiele się zmieniły. Armia orków składa się z Naczelników, Kapitanów i zwykłych szeregowych (zwanych „trepami”), których po prostu – za pomocą mocy Kelebrimbora oraz zwinności Taliona, który wręcz tańczy pomiędzy orkami – mordujemy. Walka jest szybka, dynamiczna, ale przede wszystkim sprawia mnóstwo frajdy. W końcu dobry ork, to martwy ork, a najlepszy sposób na jego zabicie to efektowna egzekucja, prawda?

Gra oferuje nam kilka możliwości jej przejścia. Chcemy zostać niezauważeni? Proszę bardzo. Wolicie przedzierać się przez hordy orków, a po wygranej walce oglądać plac usłany ich trupami? Nie ma problemu! Oprócz tego dostaliśmy system wspinaczki znany z serii Assassin’s Creed, który stwarza jeszcze więcej możliwych rozwiązań. Dzięki temu każdy znajdzie coś dla siebie. Warto jednak zaznaczyć, że skradanie się i ciche działania to jednak tylko dodatek – klejnotem w koronie tej gry jest nadal system walki.

Recenzja śródziemie cień wojny

Niezmieniony został także Świat Upiorów, który jest podobny do słynnego Orlego Wzroku z Asasynów. Dzięki niemu możemy lokalizować wrogich kapitanów, zobaczyć pomocne w walce obiekty (np. gniazda much Morgai lub klatki z karagorami), sylwetki przeciwników, czy w końcu odkrywamy dzięki niemu znajdźki (które jednak, przyznam, bardzo łatwo znaleźć). Tutaj jest to dobrym zabiegiem – po co zmieniać coś, co już wcześniej dobrze się sprawdzało?

Jeśli ktoś zagrywał się w jedynkę, tutaj będzie czuł się jak ryba w wodzie, bowiem gra nie przeszła wielkich zmian od 2014 roku. Dla niektórych to może być problem – w końcu chciałoby się innowacji, powiewu świeżości. Przyznaję też, że gra staje się w pewnym momencie powtarzalna (zwłaszcza, jak pamięta się, albo dopiero co ukończyło Cień Mordoru), ale… inne aspekty całkowicie wynagradzają tę niedogodność. Zapewniam was, że będziecie do tej gry powracać tylko po to, żeby pobiegać po mapie i toczyć walki z orkami.

ZMIANY

Nie znaczy to, że twórcy zrobili kopiuj wklej i jedyne co zmienili to dialogi oraz główne misje. Pierwszą z rzucających się w oczy zmian jest większa mapa. W Cieniu Mordoru była to rzecz, która naprawdę mi przeszkadzała – z jednego końca mapy na drugi biegło się około 5 minut. Tutaj jeden region – których jest 5 – ma rozmiar mapy znanej z jedynki.

Twórcy rozbudowali też ekwipunek. Przedmioty wypadają z pokonanych kapitanów i dzielą się na kategorie – białe są zwykłe, pomarańczowe heroiczne, a granatowe – legendarne. Do każdego przedmiotu (miecz, sztylet, łuk, zbroja, peleryna) da się przydzielić inny Klejnot, który daje nam dodatkowe perki. Same przedmioty różnią się statystykami i specjalnymi efektami – jeden miecz podpala wrogów, podczas gdy drugi może ich np. zatruć. Jest to o tyle ważne, że każdy kapitan ma swoje słabości i mocne strony. Jest to do złudzenia podobne do systemu zaimplementowanego w jedynce. W dwójce jednak czujemy, że te przedmioty są warte zbierania i faktycznie pomagają nam w rozgrywce.

Zwerbowani przez nas kapitanowie też nie są już bezużytecznym mięsem armatnim, a stają się ważną częścią naszej armii. Ułatwiają nam zdobywanie zamków dzięki swoim umiejętnościom, a potem możemy ich w nich obsadzać, dzięki czemu będą w naszym imieniu zarządzać regionem i dawać nam bonusy do rozgrywki również w otwartym świecie (swoją drogą, jak to wygląda możecie zobaczyć tutaj).

Recenzja śródziemie cień wojny

WADY

Gra, jak każda, ma swoje wady. Przede wszystkim – jest łatwa. Gram na najwyższym poziomie trudności (grałem na normalnym, ale zmieniłem po około dwóch godzinach), a i tak problem zaczynam mieć dopiero jak rzucą się na mnie trzej kapitanowie ze swoimi poplecznikami. Sztuczna inteligencja też pozostawia wiele do życzenia – można podejść od frontu do orka i wykonać na nim „zabójstwo z ukrycia”. Trzeba to po prostu zrobić odpowiednio szybko. Zbyt szybko też, moim zdaniem, zdobywamy kolejne poziomy doświadczenia przy jednoczesnym zbyt wolnym „skalowaniu się” poziomów wrogów.

Wiem, że ta gra opiera się na walce, więc nowi kapitanowie pojawiają się co chwilę na mapie, ale… dlaczego to dzieje się tak szybko? Wystarczy „zniknąć” w innym regionie na 3 minuty z prawie oczyszczonej z nich mapy po to, żeby po powrocie znów byli wszędzie. Przez takie rzeczy niezbyt czujemy progres i sens naszych działań.

Nie najlepiej zrobione są też misje poboczne. Przykładowo zaczynamy misję pt. „Pojedynek” (losowo pojawiającą się na mapie) – dwóch kapitanów będzie się pojedynkować, a my mamy pokonać jednego z nich. Są dwa sposoby na pomyślne ukończenie tej misji: pierwszy to wejść w środek walki (o ile zdążymy, bo bardzo często jeden z kapitanów ma 5 poziom, a drugi 15 i kończy się to w ciągu 10 sekund) albo stanąć w obszarze misji i poczekać. Nieważne, czy to my zabijemy jednego z kapitanów, czy zrobi to za nas komputer – pomyślnie ukończyliśmy misję, gratulacje, tutaj jest nasze doświadczenie.

Kompletny brak konsekwencji widoczny jest też w poziomach kapitanów. Strzeliłem głośnego facepalma kiedy w jednym z głównych zadań musiałem bić się z kapitanem na 17 poziomie doświadczenia po to, żeby w kolejnym dostać za przeciwnika kapitana na ósmym. Sam wtedy miałem poziom 15, więc walka skończyła się w około 20 sekund. Lekko irytujący jest też fakt, że cutscenki odpalają się natychmiast po wykonaniu celu misji.

Przykładowo, jeśli pokonamy kapitana, a wokół jest wciąż dwudziestu wrogów, to misja się skończy, a wrogowie po prostu znikną w odmętach kodu.

Ostatnim problemem gry jest… brak multi. Niektórym to nie będzie przeszkadzać, ale powiem szczerze, że brakuje mi tego. Gra ma wielki potencjał do kooperacji, można by spędzić przy tej grze długie godziny ze znajomym czy dwoma. Zamiast tego dostaliśmy tzw. wendetę online, która trochę przypomina system znany z serii Dark Souls. Jeśli jakiś gracz zginie z ręki kapitana, inny gdzieś na świecie dostaje misję pomszczenia go. Po rozpoczęciu misji „wchodzimy” do świata innego gracza, mamy krótkie zadanie do wykonania (np. zabij 10 dzikusów) aby wywabić naszego głównego oponenta i go zabijamy. Za wykonane zadanie dostajemy skrzynie z łupami, z których wypadają wartościowe rzeczy.

Recenzja śródziemie cień wojny

PODSUMOWANIE

Cień Wojny nie jest grą wybitną, ale też nie jest niewarty pieniędzy. Pomimo kilku całkiem irytujących wad (w końcu to o aspekty związane z tymi wadami opiera się cała rozgrywka) tytuł nadal daje mnóstwo frajdy. Od kilku dni nie gram w nic innego. Jest to świetny sposób na odstresowanie i „odmóżdżenie” po ciężkim dniu, choć tylko dla starszych odbiorców. Młodszym, w związku z przedstawionymi drastycznymi scenami m.in. dekapitacji wrogów, raczej bym tej gry nie polecał.

Nawet jeśli, tak jak ja, nie jesteście wielkimi fanami tolkienowskiego uniwersum – polecam ograć ten tytuł. Świetna zabawa gwarantowana!


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Jan Kalinowski

Student Computer Games Programming na DMU, zakochany w Ameryce, fan FPSów, RTSów, RPGów i MOBA. W wolnych chwilach uwielbia podróżować, gotować i uprawiać sport, ale przede wszystkim - grać ze znajomymi!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *