Echoes of the End – gra, która minęła się z powołaniem. Recenzja [STEAM DECK]

W tym roku zagrałem zarówno w wiele naprawdę dobrych, ale i także tych słabych gier. Echoes of the End wśród nich wszystkich jest ewenementem – żadna bowiem gra nie zostawiła mnie z taką pustką.

Pustką, ponieważ już zapomniałem, w co przed chwilą zagrałem.

Dziękujemy wydawcy PLAION za dostarczenie klucza do gry.

Świat

Gdy czytałem różne recenzje na premierę, dziwiłem się, dlaczego żadna nie mówi o fabule. Teraz już wiem – tu nie ma o czym opowiadać. Historia zawodzi niestety na każdej płaszczyźnie. Sztampa wylewa się ze wszystkich stron, a twórcy nie wyjaśniają założeń tego świata. Całość sprowadza się do jego ratowania dzielną heroiną przed złą heroiną. Główny zły niewiele robi, nie czuć żadnych motywacji i prawdziwych emocji. Nasza bohaterka Ryn jest antypatyczna, wiecznie marudzi na swoich towarzyszy, a i tak mam wrażenie, że jej tylko przeszkadzają. Ta cała gra to jakby zrobić spin-off God of Wara o dalekiej kuzynce Kratosa, która jest przemądrzała i nikt jej nie lubi, ale producenci szukali oszczędności i postanowili ją zatrudnić, niezależnie czy się do tego nadaje, czy nie. Może najciekawszy jest nas pomagier, ale nadal to postać stworzona tylko po to, by mieć rozterki moralne w finale (a to, czy one przychodzą, to już inna sprawa).

Trudno mi przypomnieć, kiedy ostatnio grałem w grę, która tak silnie podąża za wzorcem. Tak, jest to klon nowych God of War – praca kamery, interakcje ze światem, pływanie łódką oraz jeżdżenie kolejką z obowiązkowymi rozmowami, postać towarzysząca i jej zachowanie oraz skille, wszystko to zostało podebrane z gry SONY. Nie wspominając o miejscu akcji – jest to co prawda Islandia, a nie Skandynawia, ale w praktyce to żadna różnica (wyspę skolonizowali Wikingowie, zresztą obecnie najbliższy język do staronordyckiego to właśnie islandzki). Dziwię się, że twórcy nie wykorzystali żadnych wierzeń i mitologii tego kraju, zamiast tego wymyślając świat fantasy.

echoes of the end recenzja

Rozgrywka

Do samego końca gry zastanawiałem się, czym są Echoes of the End. Pomimo że, jak wspominałem, gra silnie się God of Warem inspiruje, to w rozgrywce tego nie czuć. Walka – a owszem, jest; nie jest jednak nazbyt wyrazistą częścią spektaklu. Ryn używa miecza (to jedyna broń, nie ma tu ekwipunku) oraz mocy. Właśnie to drugie wybija walkę ponad nijakość – zdolności do wyuczenia w drzewku jest całkiem niemało. Całkiem miło odpycha się przeciwników, zrzuca w przepaść czy wyrzuca ponad ziemię. Są i bardziej oczywiste systemy szermierki, od bloków po uniki. Ogólnie bitwy toczy się w porządku (w łatkach po premierze znacznie je poprawiono!). Nie jest to nic, po co do gry miałbym wrócić, ale widać, że twórcy się przy nich starali – dla przykładu, każdy typ przeciwnika ma inny finisher. Podczas starć pomaga nam druga postać: dali jej nawet jakieś ruchy, nie jest więc ona kukłą, która nic nie robi. Oczywiście pod względem rozgrywki wszystko skopiowano od Atreusa.

O dziwo bardziej niż walkę zapamiętałem… zagadki. Twórcy chyba minęli się z powołaniem i zamiast Portala 3 zrobili Echa Końca. Łamigłówki bowiem są bardzo częste i spędzicie przy nich więcej niż z mieczem w ręku (wraz z elementami zręcznościowymi wyjdzie, że walka to marginalna część gry). Niestety już w tym momencie czujecie, że jest coś nie tak. Jest to liniowa przygodowa gra akcji, o dzielnej wojowniczce walczącej ze złem. Tworząc grę, w której zagadki są tak ważnym elementem, naturalnym jest tworzenie poziomów pod tychże. To wielki grzech level designu – świat wygląda jak wielkie puzzle. Jakieś bramy, zębatki na wodzie, poruszające się platformy, mechanizmy na środku niczego. Już nie mówiąc, że szczęśliwym trafem wszystkie mechanizmy działają tylko dla naszej bohaterki.

Nie patrząc jednak na sens reguł tego świata, to muszę przyznać, że twórcy wypełnili kawał świetnej roboty. Pomysłów na łamigłówki wykorzystano ogrom, więc praktycznie co chwilę uczymy się czegoś nowego. Iluzje, tunele powietrzne niczym z Portala 2, cofanie czasu, teleportowanie się do odpowiednio rozlokowanych awatarów… Szkoda tylko, że pierwsze trzy godziny są nuuudne i chodzimy tak naprawdę po tych samych lokacjach i bijemy tych samych przeciwników. Jednak później będziecie zaskoczeni, ile różnorodnych miejsc odwiedzimy. Ruiny, wulkan, zalane i zamarznięte miasta… I wszędzie tam porozwiązujemy zagadki. One rzecz jasna dłużą się, bo tempo rozgrywki jest tu do chrzanu. Nie brniemy przed siebie, bo ani fabuła, ani rozgrywka nas specjalnie nie angażują. Gdzieś wśród pagórków kryją się skrzynie posiadające notatki lub przedmioty informujące o danym miejscu, jednak krótka wzmianka to zbyt mała nagroda, by czuć radość z ich odnajdywania.

echoes of the end recenzja

Grafika i dźwięk

Echoes of the End to idealny dowód na to, że obecna technologia może ukryć każdy budżet czy umiejętności. Grafika stoi na bardzo wysokim poziomie. Jest to sprawka Unreal Engine 5; szczególnie cienie wyglądają w nim cudnie, a także szczegółowo wymodelowane tekstury. W tym roku zadebiutowało już kilka pięknych gier i Echa Końca są wśród nich… tylko że nie zasłużenie. Na każdym kroku widać, że z papci wychodzi słoma. Mimika jeszcze ujdzie, ale niektóre animacje (skakanie, spadanie, wspinanie – wszystkie elementy platformowe wyglądają biednie) czy takie pierdoły, jak wodospad i jego ściemniana (w praktyce – żadna) fizyka wody, mocno psują efekt. Albo udający farbę ogień. Próbuję narzekać, ale bez wątpienia grafika jest największą zaletą gry. Ryse: Son of Rome, czy to ty?

Muzyka, dźwięk i voice-over stoją na przyzwoitym poziomie. Liczyłem na bardziej folkowe, nordyckie utwory zamiast ścieżki z generycznego albumu „epic fantasy music”… Aktorzy generalnie zagrali swoje role w porządku, ale z minusem, gdyż niekiedy kwestie brzmią sztucznie.

echoes of the end recenzja

Jakość

Efektowna grafika ma jednak swoją cenę. Przez zastosowany Unreal Ungine 5 wymagania gry są naprawdę spore. Dość powiedzieć, że nie zagracie na RTX 3050 (podstawowa maszyna GeForce Now), ani na Steam Decku. W obu tych przypadkach klatki będą latały w granicach 20-40 fps. Testowałem wersję na Decku, próbując wszelkich trików optymalizacyjnych, od frame generation po Lossless Scaling. Nawet jeśli uda się wam wyciągnąć dobry klatkaż, to gra będzie wyglądać jak ugotowana w garnku. Poza tym Echoes… doświadcza ogromnych ścinek przy ładowaniu etapów – niezależnie od sprzętu.

Nie chcę już nadmiernie krytykować problemów recenzowanej dziś gry. Pomimo że otoczenie jest zniszczalne, to już gryzie się to z level designem. Niezliczoną ilość razy wymachiwałem mieczykiem, aby uszkodzić lub zburzyć ścianę, w nadziei na sekret – pomimo że modele wyglądają tak samo, większość z nich jest nieinteraktywna. Ale jak gdzieś się walają szkielety, to byle nadepnięcie powoduje, że rozpadają się na kawałki… Kuriozum było dla mnie zepsuty Steam Cloud – niby „działa”, a tak naprawdę niczego nie zapisuje! Brakuje też opcji zmiany wielkości napisów, które są nazbyt małe (zdarzają się też nieprzetłumaczone teksty). A o stricte błędach nie ma co mówić, bo twórcy wzięli się do dzieła i parę stron A4 wykreślili.

echoes of the end recenzja

Ocena

Studio Myrkur Games to kolejna ofiara lekcji ze starożytnej Grecji – tej o Ikarze. Twórcy celowali w wysokobudżetowość, a wyszedł produkt udający, że jest czymś więcej niż grą indie. Pal licho błędy i niedopracowania – studio wyłożyło się na podstawach, czyli dobrym game designie i scenariuszu. Ostatecznie jest to tytuł średni – do przejścia i do zapomnienia. Nie będziecie nim zawiedzeni, ale też nie zostanie z wami na długo. Mógłbym grę nawet polecić, gdy poczekacie na jakąś sensowną obniżkę. Ja mimo wszystko bawiłem się w porządku i mam nadzieję, że ten projekt nie jest ostatni, o jakim usłyszymy od tych twórców.

Echoes of the End
6.6/10
  • Świat: 6/10
  • Rozgrywka: 7/10
  • Grafika: 8/10
  • Dźwięk: 6/10
  • Jakość: 6/10
Echoes of the End jest ciekawym przypadkiem gry, która nie wie, czym jest. Chciała naśladować God of War, ale nim nie jest. Akcja dzieje się na Islandii, ale nie wykorzystano z tego w ogóle, stawiając na nudne fantasy. Jest tu system walki ze sporym drzewkiem umiejętności, a jednak większość gry to skakanie i rozwiązywanie zagadek. Standardowo – jak coś jest do wszystkiego, to znaczy, że jest do niczego.

Platforma testowa SD

  • +System walki z potencjałem
  • +Bardzo różnorodne zagadki i lokacje
  • +Świetne widoczki i wysokobudżetowa grafika…
  • …przynajmniej na papierze
  • Nijaka fabuła
  • To gra logiczna z namiastką walki
  • Drewniane animacje
  • Nudny level design, niewiarygodne lokacje
  • Sztampowy setting fantasy i ścieżka dźwiękowa

Jak oceniamy gry?

Rembus

Humanista, pasjonat historii i języków obcych (przede wszystkim angielskiego) oraz j. polskiego. "Pececiarz" od urodzenia, choć posiada obydwie kieszonsolki Sony. Spokojny człowiek, który lubi pisać to, co czytacie :P.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *