GEARS OF WAR: Reloaded – wyblakła gwiazda pośród shooterów. Recenzja [STEAM DECK]
Gra, która niegdyś napędzała sprzedaż Xboksa 360, dziś trafiła na PlayStation oraz Steam. Wprowadzała pomysły, które dziś są normą. Oto recenzja Gears of War w wersji Reloaded – kultowego staruszka, który swoje najlepsze lata ma dawno za sobą.
Dziękujemy wydawcy Xbox Polska za dostarczenie klucza do gry.
Na wstępie muszę nadmienić, że było to moje pierwsze spotkanie z serią. Myśląc, że przecież Marcus jest tak kultową postacią, a franczyza liczy już ponad pięć odsłon, liczyłem na świetne do niej wprowadzenie. Czy to dostałem? Niezupełnie. Pierwsze Gearsy mają zaskakująco szczątkową fabułę. Jej opis sprowadzę do dwóch zdań: podziemna rasa dziwnych istot najeżdża na Ziemię i dziesiątkuje ludzkość. My, dzielni wojacy, ruszamy w bój, by uratować świat. Twórcy lekko próbowali stworzyć jakieś tropy dotyczące przeszłości Marcusa Feniksa, ale to jest dosłownie parę słów (nawet nie zdań). Czym jest wroga Szarańcza, poznamy dopiero w „piątce”. Dlatego też historia w Gears of War 1 jest mizerna i kończy się po sześciu godzinach gry.
Gearsy to kwintesencja filmów wojennych. Nasi komandosi to klony Schwarzeneggera jako żywo, rzucający one-linerami i wystrzeliwujący setki, jeśli nie tysiące pocisków na minutę. To strzelanka starej ery, którą na chwilę przywrócił ostatnio Warhammer 40,000: Space Marines II. Wojnę totalną czuć tu na każdym rogu zniszczonych miast i szarawej rzeczywistości. Całość dopełniają nowatorskie pomysły twórców, takie jak szalejąca kamera podczas biegu czy brutalne egzekucje piłą z kultowego Lancera Mark II. Nie mogę nie wspomnieć też o systemie chowania się za odsłonami, tak mocno rozpropagowanym przez Gearsy, a który jeszcze w tej grze trochę kuleje (nie w każdej pozycji można celować). Z innych giwer do dyspozycji dostajemy granatnik, rewolwer, shotgun i parę innych. I tak naprawdę cała gra sprowadza się do przechodzenia kolejnych etapów wraz z drużyną i zestrzelenia każdego stwora, który się rusza. Nie jest to wada, bo mechaniki są tu dopracowane – strzela się świetnie, a każda broń ma tu swoje zastosowanie.
Kończąc omawianie kampanii muszę pochwalić świetne lokacje. Praktycznie każdy akt to kolejna rewelacyjnie wyglądająca miejscówka. Szczególnie zapamiętam akt drugi, w którym po nocy musimy przebijać się przez slumsy. Jest to niebezpieczna przeprawa, jako że chmary Szarańczy w sekundę nas załatwią, jeśli zostaniemy na dłużej w cieniu. Musimy więc szukać sposobu, by walczyć z wrogami i równocześnie tworzyć skrawki oświetlonego terenu. Na każdym etapie możemy poszukać znajdziek, które odblokują komiksy do przeczytania w menu gry.
Tryb multiplayer znalazł przez te lata mnóstwo fanów. Wersja Reloaded rzecz jasna zadbała o ten element. Jeśli graliście w, chociażby, Call of Duty z tamtych lat, wiecie, czego się spodziewać. To nie era multum skinów i bajerów do odblokowania. Wybieramy tryb i od razu wskakujemy do walki. Nie grałem w niego długo, ale trochę niepokoi ilość graczy. Wieczorem rozgrywkę wyszukało bez problemu, ale jeszcze kilka godzin wcześniej – ani jednej. Warto nadmienić, że działa tu pełny cross-play, więc myszka vs pad będzie tu widocznym problemem na rzecz większej ilości graczy (zawsze można cross-play wyłączyć). Z tego, co widziałem, większość ludzi gra na PS5 i są to prosy ze wbitym 60 poziomem. Już widzę tych fanatyków osiągnięć, którzy grindują 10 tysięcy killi w multi. Tak, to osiągnięcie nadal istnieje i jest chore! Warto też wspomnieć, że nie znajdziemy tu popularnego trybu Hordy. Za to jest możliwość ogrania całej kampanii w co-opie – super sprawa!
Gdy podstawkę mamy za sobą, czas dojść do pytania, czym jest omawiane tutaj wydanie Reloaded. Zacznijmy od tego, że całość to remaster… remastera (uważanego też za remake). Ultimate Edition wydany 10 lat temu jest podstawą omawianej wersji. Reloaded postanowił jednak olać tamte zmiany i cofnął się do wersji Xbox 360. Wrócił nierówny poziom trudności (nawet na łatwym shotgun czy granat może nas zabić jednym strzałem/wybuchem) oraz przywrócił słabą AI (wrogowie i towarzysze wchodzą nam pod lufę). Z tamtej wersji znajdziemy tu mocno odnowione przerywniki filmowe: muszę przyznać, że są naprawdę dobrze wykonane i trochę czuć, że są aż za dobre jak na lata powstawania pierwszych Gearsów.
To samo dotyczy grafiki, która miejscami może zachwycić. Oczywiście nadal jest to gra z 2006 roku, więc cudów się nie spodziewajmy, ale Reloaded wycisnął wszystkie soki z lokacji i naprawdę niewiele grze brakuje do dzisiejszego standardu. Ortodoksyjni fani mogą tylko narzekać na podkolorowanie gry, zmywając ten charakterystyczny dla tytułów ery PS3 szarobury filtr. A więc podsumowując: lepsza grafika, wsparcie dla 4K, HDR-u i innych standardów (w tym DLSS i FSR), cross-play / cross-progresja, rozszerzony akt V, stare błędy i kiepska AI. Oto wszystko, co wprowadza wersja Reloaded. Wspomnę jeszcze, że całość ogracie bez żadnych problemów na Steam Decku.
Ostatnio recenzowałem remasterWarhammer 40,000: Dawn of War, na który gracze rzucili się z widłami, podczas gdy ja doceniłem, podkreślając, jak każdy go potrzebował. Gears of War Reloaded to za to ten typ odświeżenia, którego nikt nie chce. Nie wliczam w to dobór platform, bo tak – to pierwsze Gearsy na PlayStation, a na PC do tej pory mogliśmy ograć je tylko w sklepie Xboksa* (dla posiadaczy Ultimate Edition Reloaded był rozdawany za darmo).
Jeżeli posiadacie poprzedni remaster, kupowanie Reloaded mija się z celem. Trochę krzywię się też na cenę za 170 zł za sześć godzin rozgrywki i staroszkolny multiplayer, ale z drugiej strony w czasach Xboxa 360 była to norma. Seria Gears of War jest jednak klasyką i bardzo polecam się z nią zapoznać. Czy konieczne z „jedynką”? Nie powiedziałbym – początki Marcusa Feniksa dopiero się tu kształtowały, a wszystko, co było w tej grze kultowe i tak innowacyjne, dziś jest standardem. Trochę to przykry widok: gra, która niegdyś wyznaczała standardy, obecnego pokolenia niczym nie zaskoczy.
WARHAMMER 40K Dawn of War: Definitive Edition – staruszek, ale za to jaki! Recenzja [STEAM DECK]
*Pierwsza część Gears of War doczekała się też wydania pudełkowego (fizycznego) w 2007 roku – w tym w Polsce, nakładem firmy CD Projekt (obecnie cdp.pl), która wznawiała dystrybucję w ramach tanich serii (jak eXtra Klasyka). [przyp. korektor]