WARHAMMER 40K Dawn of War: Definitive Edition – staruszek, ale za to jaki! Recenzja [STEAM DECK]

Świat Warhammera 40,000 jest z nami już prawie cztery dekady! Przez te wszystkie lata powstały liczne gry fizyczne, ale również te cyfrowe (wideo). Za perełkę wśród nich uchodzi omawiany dziś Dawn of War.

RTS od studia Relic Entertainment (do premiery Warhammera znanego tylko z Homeworlda) rozgościł się na dyskach wszystkich fanów marki w 2004 roku. Tylko dlaczego stał się aż tak kultowy? I czy warto dać szansę [tej] grze w 2025 roku? Zapraszam do recenzji remastera pierwszego Dawn of War.

Dziękujemy Relic Entertainment za dostarczenie klucza do gry!

Zanim się nad nim pochylę, warto wspomnieć, co stało się z serią później – Dawn of War II ograłem niedługo po „jedynce”, jednak nie spodziewałem się aż takiej zmiany w gameplayu. Szczerze mówiąc, nazwałbym ten sequel… crapem (nie bijcie!). Była to gra wykastrowana z praktycznie wszystkiego, co kojarzy się z gatunkiem RTS – m.in. brak budowy bazy i rekrutowania wojska. Tytuł wyglądał jak wydany w pośpiechu, a map na całą kampanię było tylko kilka. Relic nie nauczył się niczego również podczas tworzenia „trójki”, znów zapominając o podstawach gatunku, przez co do dziś na Steamie opinie są mieszane. Aktualnie Relic Entertainment nie współpracuje już z SEGĄ, więc raczej o powrocie do Warhammera 40K mogą zapomnieć (omawiany remaster wydają sami). „Czwórka” jest już za to w produkcji, a stoją za nią twórcy Iron Harvesta, chyba najlepszych naśladowców ojców Company of Heroes.

Wychodzi więc na to, że oryginalny Dawn of War jest odsłoną najlepszą. Nie ma co się dziwić, jako że czuć tu bardzo mocno ducha Company of Heroes – jednego z najlepszych wojennych RTS-ów w historii. Wracają budowa bazy, przejmowanie punktów, spore bitwy czy niemała porcja fabuły. Relic z wielkim szacunkiem podpiął znaną markę do tego gatunku.

Warhammer 40,000: Dawn of War – Definitive Edition Launch Trailer

Tyle z historii. Mamy 2025 rok i debiutuje Edycja Definitywna. Co by nie mówić, remaster był konieczny. Los chciał, że w oryginał zagrałem po raz pierwszy na początku tego roku. Grając, mocno się męczyłem z powodu okropnej rozdzielczości – niezwykle trudno było na jednym ekranie zaznaczyć całą armię, a sam interfejs był zwyczajnie zbyt duży. Poza tym wadą był męczący pathfinding jednostek, jako że mocno się blokowali o obiekty, i o siebie. Na szczęście wszystkie większe bolączki zniknęły w remasterze. Wszystko stało się znacznie bardziej responsywne, płynniejsze i zwyczajnie przyjemniejsze.

Cieszy niezmiernie, że teraz jednostki w końcu trzymają się kupy i można łatwo wydawać rozkazy. Jest tylko jeden problem – nie zapominajmy, że to nadal stary, wręcz wiekowy tytuł. Musicie uzbroić się w cierpliwość podczas misji w kampanii, jako że łatwo je zepsuć. Gra nic nie mówi, jakie są nasze obowiązki, ani nie prowadzi za rączkę. Musimy sami zrozumieć to, jak na przykład działają umiejętności jednostek, bo będą wymagane do przejścia misji. W DLC jest takie zadanie, w którym musimy odprowadzić wrogą jednostkę do naszej bazy – i tak kilka razy. Problem w tym, że takowy cel pojawia się tylko po zbliżeniu się do konkretnego punktu na mapie. Jeśli podbijaliśmy wcześniej terytorium i wybiliśmy ważne cele, o których nie mieliśmy pojęcia – to game over! Oczywiście przy okazji może nam zginąć lider, albo też coś [wrogiego] zniszczy bazę. Absurdem jest także misja z DLC, w której jest ograniczenie czasowe, ale licznika rzecz jasna nie uświadczymy…

Warhammer 40,000: Dawn of War - Definitive Edition

Polecam jednak się przemęczyć z problemami gry, bo podstawowa kampania (Winter Assault zresztą też) jest naprawdę wyśmienita. Śledzimy tu losy dowódcy Kosmicznych Marines i jego zmagania w zapobiegnięciu inwazji Orków na jego planetę. Po drodze poznamy nie tylko generałów różnych ludzkich oddziałów, ale też odkryjemy motywacje Orków czy Kosmicznych Marines Chaosu. Wiele tu zwrotów akcji i dobrze napisanych postaci, co w takich grach [jak strategie] jest przecież rzadkością. Nigdy nie wiadomo, kim tak naprawdę jest nasz sprzymierzeniec, a stawka staje się coraz większa wraz z rozwojem fabuły. Oczywiście efekt psują odpychające cut-scenki, w których najczęściej postacie stoją i ledwo otwierają ustami. Szkoda, że remaster nie dotknął tego tematu.

Jeżeli nie oczekujecie od RTS-ów kampanii fabularnej, a stawiacie na tryb multiplayer, to pierwszy Dawn of War też tu nie zawodzi. Definitive Edition odratował opustoszałe serwery i graczy obecnie nie brakuje. Cel jest zawsze taki sam: wybieramy dowolną frakcję, mapę, zapraszamy kogoś do gry lub uruchomiamy boty i lecimy gromić niemilców. To stary dobry skirmish polegający na przejęciu kluczowych punktów na mapie lub rozgromieniu wroga do ostatniego budynku. Po kilku partyjkach mogę uspokoić, że multik działa zacnie – brak lagów czy wywalania z gry. Jedynym problemem były lekkie opóźnienia w wydawaniu rozkazów, ale na szczęście minimalne, wręcz marginalne. Może to wina serwera, może Linuksa (SteamOS); podobno ProtonGE wprowadził jakąś poprawkę – nieważne, ja bawiłem się dobrze. Ogólnie optymalizacja jest dobra, na Steam Decku działał bez żadnych problemów – pomimo liftingu i lekkich zmian wszystko działa bardzo podobne. Zresztą, z remasterem działają wszystkie wydane wcześniej modyfikacje!

Warhammer 40,000: Dawn of War - Definitive Edition

Czym jest więc Dawn of War: Definitive Edition? Po pierwsze, mamy tu komplet dodatków do oryginału: Winter Assault (nowa kampania podzielona na dwie strony barykady), Dark Crusade oraz Soulstorm. Ten ostatni akurat nie jest niczym wielkim, ot, dowolna wybrana frakcja podbija kolejne części planet(y) aż do totalnego zwycięstwa. (Oprócz filmu wprowadzającego, nie mamy tu żadnej fabuły). W tych dodatkach dojdą nowe frakcje, m.in. niezwykle oryginalni Nekroni oraz moja chyba ulubiona, czyli Siostry Bitwy. Co do reszty zmian, przeniesiono silnik na model 64-bitowy, dodano lepszą kamerę (jej oddalenie), a także zastosowano lifting graficzny oraz zaimplementowano rozdzielczość 4K. Na moje oko gra stała się mniej „kreskówkowa”, a jednostki otrzymały sporo szczegółów (zobaczcie na plastikowych Marines z oryginału oraz pobrudzone ich wersje z remastera). Znacznie lepsze są również cienie i oświetlenie, widoczne jest zwiększenie zakresu renderowania. I tak naprawdę to wszystko, nie wspominam już o up-scallerowanych cut-scenkach czy wsparciu monitorów panoramicznych. Z rzeczy, na które mogę ponarzekać, to brak osiągnięć i Warsztatu Steam czy dość długie ekrany ładowania. Zostaje jeszcze pytanie, czy jest warto wydawać całkiem niemało za – bądź co bądź – niewielkie zmiany względem oryginału.

Zanim na to pytanie odpowiem, wspomnę o największej zalecie gry (o wadzie mówiłem – starość kampanii). Muszę oddać, że fantastycznie pokazano tu świat Warhammera 40,000. Wystarczy zagrać w pierwszą misję, by poczuć miłość do marki – zresztą od tej gry zaczęło się umiłowanie do uniwersum znanego przez was pewnie Roja. Nietypowy, poetycki język ludzkich oddziałów. Orkowie, którzy może i wyglądają na „comic reliefy”, jednak w tej głupocie czuć potężnego wroga. Marines Chaosu, których animacje przerażają, szukają tylko śmierci i zagłady, przyzywając swoje budynki z podziemi. Co idzie wraz z unikatowością tych frakcji, to każdą gra się inaczej – u Orków, dla przykładu, wieże strażnicze to podstawowy budynek, jako że zwiększają limit jednostek. Można by opowiadać naprawdę długo – mnie sprawiało wiele frajdy poznawanie tajników każdej ze stron konfliktu.

Warhammer 40,000: Dawn of War - Definitive Edition

Jeśli jesteś nowicjuszem i spodobał ci się jakiś element gry, przeczytawszy tę luźną recenzję, to warto po stary-nowy tytuł sięgnąć. Jednak jeśli nigdy nie grałeś w RTS-y, zwłaszcza te powstałe do „epoki” Company of Heroes – możecie się lekko odbić. Lepsza grafika i modernizacja produktu to jednak za mało. Nie jest to oczywiście gra trudna w założeniach, ale stary game design jest tu silny. A weterani? Jeśli ograliście wszystko wraz z dodatkami – nie znajdziecie tu nic nowego. Nawet mody będą te same co 20 lat temu. Na promocji, aby wskoczyć do multi, by poczuć się jak w dzieciństwie – wtedy to już jak najbardziej.

Warhammer 40,000: Gladius – Relics of War, czyli słabsza wersja Endless Legend – recenzja [PC]

Rembus

Humanista, pasjonat historii i języków obcych (przede wszystkim angielskiego) oraz j. polskiego. "Pececiarz" od urodzenia, choć posiada obydwie kieszonsolki Sony. Spokojny człowiek, który lubi pisać to, co czytacie :P.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *