FILMOGRANIE #1 – SILENT HILL

Gry komputerowe to nie tylko bezwolne naciskanie przycisków na klawiszach klawiatury, czy pada. Mogą wzruszać, przerażać, inspirować i tworzyć światopogląd. Podobnie jak książki i filmy na stałe zostały narzędziami kultury. Jako Retromaniak, przez lata spoglądam na rozwój rynku i możliwości, jakie oferują nam developerzy przy każdej nowej produkcji. Nic dziwnego, że tak potężne medium, jak gaming stało się źródłem zainteresowania twórców z innych branży. Dzisiaj idąc do Empiku, na półce z książkami bez trudu znajdziemy powieści inspirowane Assassin’s Creed, czy Diablo. Na taki sam pomysł przenoszenia medium, na inne medium wpadli twórcy filmowi i to właśnie nim poświęcone jest Filmogranie, czyli zupełnie nowy i autorski cykl TesterGier.pl. Zaczniemy od wizyty w pewnym miasteczku, które od 1999 umie nas straszyć i pomimo swojego wieku, jego legenda nadal żyje. Czy w 2006 roku reżyser Christophe Gans poradził sobie z udźwignięciem legendy Silent Hill? Zapraszam do tekstu.

TŁO HISTORYCZNE

W 1999 roku, kiedy grafika 3D stawała się powoli powszechnie dostępna, a konsola PlayStation zaczęła wypierać inne, twórcy odczuli dużą ulgę. W końcu mieli narzędzia do rozwijania swojej kreatywności w perspektywie innej, niż pikseloza. Konsola od Sony dumnie niosła sztandar zwycięstwa i to na niej twórcy najchętniej lokowali swoje hity. Jedną z takich gier, która podnosiła sprzedaż konsoli, było właśnie Silent Hill. W tym momencie nastały czasy całkowicie nowego gatunku growego — survival horror.

Czymże było Ciche Miasteczko? Opowieścią o mężczyźnie, który udał się w okolice Silent Hill z córką na wakacje. Z racji tego, że owo miejsce jest nawiedzone, nasz bohater ulega wypadkowi, przez co traci przytomność. Po przebudzeniu się odkrywa, że jego dziecko przepadło, a jedyne tropy prowadzą do bardzo mrocznego i pokrytego mgłą miejsca i tutaj zabawa zaczyna przybierać bardzo ciężki i straszny klimat.

Mrok, poczucie pustki i mgła, która wyłaniała swoje potwory i tajemnice

Produkcja Konami to absolutny klasyk i jeszcze z pewnością będę o nim pisał w moim cyklu, ale bardzo uproszczając, dostaliśmy jeden z lepszych horrorów w historii elektronicznej rozgrywki. Duży poziom trudności, bardzo oniryczne krajobrazy, oraz przeciwników, którzy wyglądają rodem z obrazów Zdzisława Beksińskiego, oraz wielka tajemnica, która w miarę rozwiązywania budzi wielkie emocje i przerażenie. Atmosfera niepokoju, uczucia ciągłego obserwowania przez przeciwnika, jak też cichutka modlitwa w głowie, żeby nic się nie stało przez następne kilka sekund to rzeczy, które cały czas nam się dzieją pod czaszką. Reasumując, był bardzo dobry materiał na naprawdę mocne kino.

REALIZACJA

Do zrobienia filmu na podstawie Silent Hill zatrudniono Christophe Gansa, odpowiedzialnego m.in. za „Braterstwo Wilków” – horror zmieszany z komedią czy „Necronomicon”, który bierze na warsztat prozę Lovecrafta. Francuz znał się wiec na niesieniu krzyża z produkcjami, które straszą. Do pomocy miał wybitnego scenarzystę, Rogera Avary’ego, który za swoją pracę wraz z Quentinem Tarantino odebrał nagrodę Oscara w 1994 za Pulp Fiction. Avary odpowiada także jako współtwórca za tarantinowskie „Wściekłe Psy”. Za prace nad ekranizacją wzięły się wiec naprawdę sprawdzone persony świata wielkiego ekranu. Do wcielenia się w głównego bohatera wzięli Radhe Mitchell, która miała za sobą wybitną kreację z „Marzyciela” u boku samego Johnny’ego Deepa. Obok niej, ze znanych twarzy na ekranie pojawił się także Sean Bean („ Skarb Narodów”, „ Władca Pierścienia: Drużyna Pierścienia”, „Gra o tron”), mieliśmy wiec naprawce niezłą obsadę, co w przypadku filmów tej klasy nie jest takie oczywiste.

Masakra, dużo krwi, groteskowych śmierci – takie właśnie było Silent Hill i w tym fragmencie twórcy spisali się celująco

Zdjęcia prowadzono na terenie Kanady, kraju, który idealnie spełniał swoje zadanie stworzenia klimatu. Wielki chłód, mgła, występujące gdzieniegdzie śniegi przypominały dobre wspomnienia rodem sprzed kilku lat. Ku dużemu oburzeniu wiernych fanów serii, zmieniono całkowicie konwencję, która znana była z konsolowej odsłony. O ile motyw samej dziewczynki był, to twórcy filmu chcieli go jeszcze bardziej „dostraszyć” dodając wątek, w której tytułowe Silent Hill jest koszmarem nocnym dziecka, nazywanym przez niego domem. Zabieg może wydawać się dziwny, jednakże za wszelki honor postawiono stworzenie obrazu, który będzie dostępny dla każdego — nawet nie dla fana dzieła od Konami. O ile sami fani mogli dostrzec w tym wartościowe walory i smaczki, które poukrywane są w produkcji, o tyle dla laików był to po prostu kolejny straszak w kinie. Dużo winy ma w tym studio TriStar, które odpowiadało za film. Gans pokazał im dzieło, które trwało ponad trzy godziny, wówczas usłyszał, że film musi trwać dwie.

Przejdźmy jednak do samej produkcji i zadajmy pytanie, które powinno się pojawić przy każdym horrorze: czy film straszy? Otóż tak. Wszechobecna psychodelia, nienaturalność, groteska, świetne stroje potworów, które zamiast być stworzonymi w CGI modelami, są ludźmi — do kręcenia obrazu wynajęto zespół tancerzy, którzy poprzez swoje wysportowane ciała całkiem sprawnie udawali nienaturalne ruchy monstrów tak dobrze znanych z gry. Oprócz tego fenomenalna rola Roberto Campanelli jako Piramidogłowego, którego design to mistrzostwo świata i okolic. Najlepszą rolę odegrała jednak Jodelle Ferland, której rola opętanego dziecka do zdziwienia przypomina wszystkie klasyki horroru. Cieszy także oryginalny soundtrack z gry, który od samego początku, do napisów końcowych jest gwarantem gęsiej skórki na plecach.

JEDNYM PROSTYM PRZEBRANIEM ZAORALI MILIONY COSPLAYERÓW, PRZEBIERAŃCY ICH NIENAWIDZĄ [ZOBACZ JAK]

PODSUMOWANIE

Czy Silent Hill w wersji kinowej to dobry obraz? Tak. Czy wybitny? Nie. Jest to straszak klasy B, który sprawdzi się na imprezę halloweenową, albo do wieczoru z filmem, ale nie jest to produkcja, który zmieni wasze życia. Produkcja przenosi takie elementy jej konsolowego odpowiednika, jak jumpscary, czy straszenie poprzez dużą ilość potworów, jest wieę warty zobaczenia przede wszystkim przez fanów rozgrywki, którzy znajdą w obrazie dużo dla siebie. Jeśli jednak nie graliście, to przejdźcie cześć pierwszą i trzecią serii, na których obraz bazuje… i ze spokojem obejrzyjcie te film.

Mam wrażenie, że mogło być o wiele lepiej. O ile kilka razy serce zaczęło mi mocniej bić, o tyle przeplata się to z uczuciem typu „Ej… przecież ja to już widziałem w innych filmach”. Mam wrażenie, że głównym winowajcą jest tutaj studio filmowe, które nie dość wierzyło w potencjał obrazu i kazało usuwać sceny, które mogły być kluczowe dla końcowego obrazu. Niemniej, film zrobił dobre wrażenie i nawet dokonano jego kontynuacji, która okazała się jednak wielkim nieporozumieniem, ale o tym innym razem.

I to tyle na dzisiaj moi drodzy, zapraszam do mojego rodowitego cyklu Retromaniak, gdzie o dziele Konami, jak też wielu innych grach z przeszłości jeszcze usłyszycie. Ponadto, zapraszam na Facebooka, YouTube’a i do zobaczenia!

PS. Zostawiam wam także pełną wersję filmu, który dostępny jest na serwisie YouTube, tak, abyście sami mieli szansę konfrontacji z tą produkcją.


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Mateusz "Don Mateo" Wysokiński

A imię moje 40 i 4.... witam w mojej kuchni, nazywam się Don Mateo i będę waszym podróżnikiem w czasie, który z mroków historii przypomni najlepsze/najbardziej pamiętne/najgorsze gry w historii, w moim małym kąciku o nazwie ,,Retromaniak".Na ekranach waszych monitorów, będę też widniał jako felietonista, więc nie regulujcie odbiorników. Prywatnie, jestem wielkim fanem rocka i metalu, studiuję dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *