Pierwsze wrażenia z gry w Mass Effect: Andromeda

Nie należałam do grona ludzi, którzy wykupili Origin Access, bo po pierwsze, niezbyt cieszyła mnie perspektywa grania w tylko pierwsze dziesięć godzin, a po drugie stos gier, które mam do przejścia i tak piętrzy się nieubłaganie. Mimo, że Mass Effect 3 pozostawił mnie z poczuciem, eufemistycznie mówiąc, niedosytu, postanowiłam dać szansę Bioware. Moje odczucia na ten temat są wielorakie. Oto, co sądzę jak na razie o Mass Effect: Andromeda.

1. Kreator postaci

Przyznaję, że podczas tworzenia spersonalizowanej Ryder poczułam, jakby twórcy postanowili dać graczom prztyczka w nos. Czy myśmy się cofnęli do czasów Neverwinter Nights 2, gdzie postać wybiera się z gotowych modeli? Na to wygląda. Dostępne mamy dziesięć twarzyczek, przy czym tylko jedna żeńska Ryder wygląda jak należy po paru obróbkach. Brak szerokiej palety kolorów skóry sprawia jednakże, że moja blond Pionierka wygląda jak Donald Trump. No trudno.

andromeda opinie
Mass Effect™: Andromeda_20170314001956

2. Animacje

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że animacje postaci będą koszmarne. Są. Moja postać co chwila pokazuje zęby w uśmiechu, robi jakieś dziwne miny, większość NPC ma twarze wykute z kamienia, dodatkowe bugi przyprawiają o palpitację serca. Nie wiem, czy patch zdoła to naprawić, bo jest strasznie.

3. Eksploracja

Jedna z jaśniejszych gwiazd na niebie w przypadku Andromedy. Oczywiście, żywcem zdarta z Dragon Age: Inkwizycji, ulepszona nieco o skaner sprawia wrażenie mocno wtórnej, jednak sprawia całe mnóstwo frajdy. Dotychczas, rzecz jasna, miałam przyjemność znaleźć się tylko na dwóch planetach, które roboczo nazywam Pustką i Falloutem. Możliwość poznawania flory, fauny, rozwiązywania ukrytych zagadek, poszukiwanie tajemnic… wszystko to sprawia, że człowiek ma wrażenie, że naprawdę trafił w przestrzeń kosmiczną. Z całym bagażem, który daje nam poczucie wyobcowania w nieznanych światach.

4. Efekty specjalne

Moja zdecydowanie ulubiona część gry. Chmury ciemnej materii, unoszące się kawałki skał, kompleksy Porzuconych… to żyje i wygląda naprawdę świetnie. Jest taki moment w jednym z rzeczonych kompleksów, w których postać jest zmuszona do ucieczki przed czymś, co wygląda naprawdę strasznie. I chociaż nie mamy zegarka, który odlicza nam czas do przeżycia, to i tak biegnie się przed siebie, byle szybciej. Immersja daje radę.

andromeda opinie

5. Towarzysze

Eeech… zapomnijcie o Mass Effect 2, w którym nie lubiło się jednego, góra dwóch towarzyszy. Przynajmniej ja o tym zapomniałam. Ich dialogi nie porywają, ich kreacja nie jest interesująca, ich opowieść jak na razie mnie nie wciągnęła. Mam nadzieję, że z czasem się to zmieni. Mam naprawdę wielką nadzieję.

6. Nomad!

Nomad zdążył przypomnieć mi, dlaczego znienawidziłam Mako. Trzy razy wpadłam do rowu, raz prawie z nim utonęłam, raz wylądowałam na ścianie. Nomad ma tę wadę, że jest po prostu za szybki, a to oznacza, że ciężko nim sterować. Byle zakręt i musimy go potem wyciągać obcążkami. No, ale jeśli ktoś lubi rajdowe szaleństwa po opuszczonych planetach, to zapewne polubi i Nomada.

andromeda opinie

7. Lokalizacja

Przyznam, że z duszą na ramieniu oczekiwałam polskiego tłumaczenia gry. Na szczęście okazało się, że translacja jest bardzo fajna, nie ma tłumaczenia na siłę pewnych przedmiotów czy rzeczy (stąd też Tempest pozostaje Tempestem, a Nexus Nexusem). To się chwali.

8. Sprawy techniczne

Gra jest w paru punktach irytująca, o czym wspomnieć należy. Po pierwsze, są chwile, w którym zapis jest zamrożony na potrzeby checkpointu, toteż, jeśli zginiemy, będziemy się musieli mały kawałek przejść. Po drugie, nie da się wyłączyć Origina w trakcie grania – po prostu nie da, klient zaczyna protestować, że przecież WŁAŚNIE GRAMY. Dopiero po wyłączeniu Andromedy możemy się wylogować.

9. Fabuła

Opus magnum czy pięta achillesowa? Trudno to ocenić po paru godzinach gry. Z pewnością planeta Pustka nie porywa – ani ona, ani fabuła w niej. Trudno też w zasadzie poczuć więź z postaciami, które poznajemy. Nawet w Inkwizycji, która była przecież zauważalnie gorsza od Początku, miałam wątpliwości których towarzyszy ze sobą zabrać, a których zostawić. Ciężko też zainteresować się takimi aspektami fabuły jak wątek Nexusa czy kettów. Prawdę mówiąc, jak na razie, godne uwagi wydały mi się tylko kompleksy Porzuconych. Mają niepowtarzalny, lovecraftowski klimat, który naprawdę przykuwa uwagę. Człowiek patrzy w niebo i zastanawia się, kiedy usłyszy nad sobą tekeli-li! Oczywiście, motyw dla fantastyki stary jak świat – Rakata i Proteanie już byli. Miejmy więc nadzieję, że chociaż w tym przypadku zostało to zrobione nieco inaczej.

Jak na razie czuć klimat Mass Effecta, ale jest to zaledwie ulotna woń. Zobaczymy, jak będzie z czasem – z całą pewnością w weekend napiszę szerszą recenzję o tym, co nowego przyniosło nam Bioware – i czy cokolwiek się poprawiło.

A wy? Jak wasze wrażenia?


Pamiętaj, aby przed zakupem zawsze sprawdzać cenę → Najniższe ceny gier znajdziesz na Ceneo.
Kupując za pośrednictwem naszego linku wspierasz rozwój naszego portalu, dziękujemy!


Dzięki, że doceniłeś nasz wkład i przeczytałeś ten wpis do końca! Jesteś częścią naszej społeczności i to od Ciebie zależą nasze dalsze kroki. Możesz nam pomóc:

  • zostawiając komentarz - wiele się nie napracujesz, a my dowiemy się na czym Ci zależy,
  • polub nasz fanpage na Facebooku, żebyś z łatwością otrzymywał informacje o naszej działalności,
  • daj znać znajomym - razem stworzymy wielką społeczność "Testerów Gier",
  • zasubskrybuj nasz kanał YouTube jeżeli chciałbyś, abyśmy publikowali więcej filmów.

Emilia Wyciślak

Polonistka, entuzjastka fantastyki, graczka RPG. W wolnym czasie, którego nie posiadam, pochłaniam dziesiątki książek, gier, filmów i seriali.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *